Info

Suma podjazdów to 475715 metrów.
Więcej o mnie.

Znajomi
Moje rowery
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2025, Kwiecień4 - 0
- 2025, Marzec6 - 0
- 2025, Luty2 - 0
- 2025, Styczeń4 - 0
- 2024, Grudzień4 - 0
- 2024, Listopad4 - 0
- 2024, Październik12 - 0
- 2024, Wrzesień10 - 0
- 2024, Sierpień20 - 0
- 2024, Lipiec25 - 0
- 2024, Czerwiec17 - 0
- 2024, Maj22 - 0
- 2024, Kwiecień16 - 0
- 2024, Marzec12 - 0
- 2024, Luty8 - 0
- 2024, Styczeń4 - 0
- 2023, Grudzień5 - 0
- 2023, Listopad7 - 0
- 2023, Październik18 - 0
- 2023, Wrzesień29 - 0
- 2023, Sierpień24 - 0
- 2023, Lipiec20 - 0
- 2023, Czerwiec15 - 0
- 2023, Maj11 - 0
- 2023, Kwiecień11 - 0
- 2023, Marzec6 - 0
- 2023, Luty1 - 0
- 2023, Styczeń11 - 0
- 2022, Grudzień5 - 0
- 2022, Listopad10 - 0
- 2022, Październik20 - 0
- 2022, Wrzesień15 - 0
- 2022, Sierpień19 - 0
- 2022, Lipiec18 - 0
- 2022, Czerwiec20 - 0
- 2022, Maj19 - 0
- 2022, Kwiecień17 - 0
- 2022, Marzec8 - 0
- 2022, Styczeń7 - 0
- 2021, Grudzień1 - 0
- 2021, Listopad1 - 0
- 2021, Październik18 - 0
- 2021, Wrzesień17 - 0
- 2021, Sierpień18 - 0
- 2021, Lipiec23 - 0
- 2021, Czerwiec16 - 0
- 2021, Maj5 - 0
- 2021, Kwiecień5 - 0
- 2021, Marzec5 - 0
- 2021, Styczeń5 - 0
- 2020, Grudzień3 - 0
- 2020, Listopad11 - 0
- 2020, Październik9 - 0
- 2020, Wrzesień9 - 0
- 2020, Sierpień18 - 0
- 2020, Lipiec24 - 0
- 2020, Czerwiec17 - 0
- 2020, Maj19 - 0
- 2020, Kwiecień27 - 0
- 2020, Marzec17 - 0
- 2020, Luty18 - 0
- 2020, Styczeń24 - 0
- 2019, Grudzień16 - 0
- 2019, Listopad20 - 0
- 2019, Październik30 - 0
- 2019, Wrzesień27 - 0
- 2019, Sierpień32 - 0
- 2019, Lipiec26 - 0
- 2019, Czerwiec31 - 0
- 2019, Maj24 - 0
- 2019, Kwiecień21 - 0
- 2019, Marzec14 - 0
- 2019, Luty11 - 0
- 2019, Styczeń10 - 0
- 2018, Grudzień4 - 0
- 2018, Listopad16 - 0
- 2018, Październik24 - 0
- 2018, Wrzesień24 - 0
- 2018, Sierpień29 - 0
- 2018, Lipiec26 - 0
- 2018, Czerwiec27 - 0
- 2018, Maj33 - 0
- 2018, Kwiecień29 - 0
- 2018, Marzec12 - 0
- 2018, Luty3 - 0
- 2018, Styczeń10 - 0
- 2017, Grudzień14 - 0
- 2017, Listopad16 - 0
- 2017, Październik17 - 0
- 2017, Wrzesień23 - 0
- 2017, Sierpień22 - 0
- 2017, Lipiec26 - 0
- 2017, Czerwiec32 - 0
- 2017, Maj18 - 0
- 2017, Kwiecień18 - 0
- 2017, Marzec15 - 0
- 2017, Luty3 - 0
- 2016, Grudzień6 - 0
- 2016, Listopad11 - 0
- 2016, Październik21 - 2
- 2016, Wrzesień22 - 7
- 2016, Sierpień24 - 6
- 2016, Lipiec22 - 1
- 2016, Czerwiec22 - 3
- 2016, Maj27 - 1
- 2016, Kwiecień17 - 1
- 2016, Marzec19 - 1
- 2016, Luty16 - 3
- 2016, Styczeń7 - 8
- 2015, Grudzień11 - 1
- 2015, Listopad11 - 3
- 2015, Październik15 - 7
- 2015, Wrzesień18 - 5
- 2015, Sierpień25 - 8
- 2015, Lipiec17 - 6
- 2015, Czerwiec21 - 3
- 2015, Maj13 - 22
- 2015, Kwiecień12 - 2
- 2015, Marzec10 - 5
- 2015, Luty8 - 8
- 2015, Styczeń9 - 6
- 2014, Grudzień13 - 1
- 2014, Listopad4 - 0
- 2014, Październik13 - 4
- 2014, Wrzesień14 - 17
- 2014, Sierpień23 - 9
- 2014, Lipiec17 - 5
- 2014, Czerwiec15 - 7
- 2014, Maj10 - 8
- 2014, Kwiecień12 - 9
- 2014, Marzec9 - 2
- 2014, Luty9 - 5
- 2014, Styczeń8 - 5
- 2013, Grudzień12 - 4
- 2013, Listopad13 - 8
- 2013, Październik16 - 3
- 2013, Wrzesień15 - 7
- 2013, Sierpień24 - 7
- 2013, Lipiec19 - 3
- 2013, Czerwiec14 - 4
- 2013, Maj15 - 1
- 2013, Kwiecień17 - 1
- 2013, Marzec6 - 1
- 2013, Luty5 - 2
- 2013, Styczeń2 - 2
- 2012, Grudzień11 - 5
- 2012, Listopad6 - 1
- 2012, Październik10 - 4
- 2012, Wrzesień15 - 13
- 2012, Sierpień21 - 7
- 2012, Lipiec22 - 4
- 2012, Czerwiec17 - 10
- 2012, Maj17 - 15
- 2012, Kwiecień16 - 17
- 2012, Marzec14 - 9
- 2012, Luty5 - 6
- 2012, Styczeń2 - 7
- 2011, Grudzień3 - 1
- 2011, Listopad2 - 5
- 2011, Październik6 - 7
- 2011, Wrzesień6 - 9
- 2011, Sierpień10 - 8
- 2011, Lipiec3 - 4
- 2011, Czerwiec3 - 4
- 2011, Maj2 - 0
- 2011, Kwiecień1 - 2
- 2010, Czerwiec1 - 0
- 2010, Luty1 - 2
Starty
Dystans całkowity: | 2652.50 km (w terenie 1508.60 km; 56.87%) |
Czas w ruchu: | 165:41 |
Średnia prędkość: | 16.01 km/h |
Maksymalna prędkość: | 73.00 km/h |
Suma podjazdów: | 41886 m |
Liczba aktywności: | 53 |
Średnio na aktywność: | 50.05 km i 3h 07m |
Więcej statystyk |
- DST 45.00km
- Teren 35.00km
- Czas 03:48
- VAVG 11.84km/h
- VMAX 55.00km/h
- Temperatura 15.0°C
- Sprzęt Made in China
- Aktywność Jazda na rowerze
CK Wierchomla Edycja 11 Mega
Sobota, 19 września 2015 · dodano: 20.09.2015 | Komentarze 0
53-ci raz być kolarzem - ostatni! uff.
Przez 5 lat wyszło sporo zawodów. Były Hobby, ale i były Giga, więc średnio wychodzi Mega.
Ponad 2100 km przejechanych w różnego rodzaju zawodach. Wystarczy.
Ostatni start- ale czy to takie ważne... po 30-tym km zdałem sobie sprawę że mimo iż nie padało wszystkie ciuchy miałem kompletnie mokre. Pomyślałem sobie- że pierdolić to. W domu gorący prysznic i smaczne jedzonko. Zjechałem z trasy. Dziękuje
- DST 47.00km
- Teren 30.00km
- Czas 02:47
- VAVG 16.89km/h
- VMAX 58.00km/h
- Temperatura 22.0°C
- Podjazdy 1200m
- Sprzęt Made in China
- Aktywność Jazda na rowerze
V Wyścig MTB Boguchwała 2015
Niedziela, 13 września 2015 · dodano: 15.09.2015 | Komentarze 0
Miejsce 58/155 Kategoria M2 21/34 Czas: 2:50:07 Strata +47.24 min
Ot taki- lokalny maraton, po którym to bolą ramiona od wykręcania singli, a zjazdy takie, że aż dziw- że tu są :)
Pruchnik, Boguchwała i miejscami Przemyśl, takie trasy to można jeździć i jeździć.
Start kiepski, bo i ostatnio sporo jeżdżone, ale przecież nie będę się oszczędzał tylko dlatego że zawody :p
Tylem ostatnio jeździł że nawet nie było okazji do spotkań, na szczęście Monika też jeździła i poznała trasę na tyle, że mimo wielu obaw "co ja tu w ogóle robię" zgarnęła wygraną na Hobby xD no zadziwia mnie :)
Mi natomiast postawiła limit 2 godzin, nie dawała się przekonać że to nierealne i uprosiłem na 2.30 min, no ale niestety nie udało się.
Poza początkiem jechałem w miarę dobrze, ale początek miał być odpuszczony. Odpuściłem na tyle- że jechałem wśród naprawdę kiepskich gości. Gdy już jadłem na mecie, to oni dopiero wjeżdżali na stadion...
Trasa genialna, jazda w miarę ok, idealna pogoda i tylko szkoda że nie było jakoś znajomych... w dupie to mają...
- DST 62.00km
- Teren 40.00km
- Czas 03:55
- VAVG 15.83km/h
- VMAX 60.00km/h
- Temperatura 30.0°C
- Sprzęt Made in China
- Aktywność Jazda na rowerze
CK Dukla Edycja 9 Mega
Niedziela, 16 sierpnia 2015 · dodano: 16.08.2015 | Komentarze 0
Miejsce: 108/179 MM2 24/35 Czas:04:00:47.439 Strata: +01:19:34:349 Punkty: 267.8147
Co by tu napisać... dobra jest :D ważne że przeżyłem i całkiem dobrze się bawiłem. A z rowerem jeszcze nie wiadomo... ale chyba słabo.
Trasa jak przed rokiem... tylko że wtedy to było GIGA !! a teraz MOSiR Dukla podszedł do sprawy na tyle ambitnie, że ubiegłoroczne Giga stało się tegorocznym Mega.
Trasa znana na pamięć, na kierownicy wykres trasy, treningi były, rower ok, wypoczęty, doładowany elektrolitami, magnezami, potasami, białkiem no i witaminą C! Nie może się nie udać. Jeszcze pogoda idealna na rower.
Początek na luzie, chociaż tempo znajomych osób przerażało. Asfalt, wodospad i przejebana wspinaczka lasem w korku ze 2 km w górę- z czego chyba większość z buta... no nie da się. Szczytem singiel- ledwo jadę, jeszcze przede mną jakiś typ na crossie, gdy rezygnuje z jazdy nareszcie mogę go minąć.
Na pierwszy bufet na 11 km docieram ujebany totalnie :/ tam kubek z gorącą wodą do gardełka xD
Dalej przejeżdżany już z 6-ty raz w życiu zjazd z Chyrowej do Myscowej. Chyba dosypali kamieni, bo tak niebezpiecznie to tam jeszcze nie było i gdy tak raz wpadłem w kamieniste grzęzawisko to pozostała jazda na krechę i hamowanie. Pierwsze ofiary i awarie.
Strumyki, szybka szutrówka i pora na drugi podjazd terenem na Polany... padam. Jadę z najniższych przełożeń i myślę o wycofaniu się. Dopada mnie kolka !! :| ale żal. Na szczycie kładę się na kilka minut. Mija z 10 osób i ruszam, od razu zjazd łąką na którym mijam z 5 osób.
No i ta pamiętna dziura przed którą rok temu ktoś ostrzegał... dziś tylko postawione wykrzykniki. No i rynny.
Teraz asfaltem na bufet na 22km... podkręcam właściwie na maksa holując kogoś. Tutaj tylko kubek izo + banan.
Dalej powolna wspinaczka do granicy i tak aż do 30km na szczycie. Po drodze zaczyna grzmieć i jakiś taki strach się pojawia.
Na szczycie wypijam co mam zostawiając ze 2 łyki, bo teraz przecież już tylko zjazd do tego samego bufetu co poprzednio tylko że już na 37km. Jedzie się średnio, a trudność zjazdu trochę większa niż w Komańczy, w dodatku słabe (oszczędne) oznaczenie, do tego stopnia, że raz nie zawróciłem tylko dlatego ze widziałem sporo rowerowych śladów na ziemi. Mijam Wilczka bawiącego się kapciem pospolitym:D ale niespodzianka hehe.
Bufet na 37 km to już pełne tankowanie i smakowanie co tam tylko jest.
Ruszam za jakimś gościem na starym Krosie i dzięki temu doganiam Virusa :) dalej jedziemy sobie razem spokojnie. Dobrze że trochę mnie podtrzymał na duchu i za nim jakoś lepiej mi się jechało, chociaż spocił się jak świnia i swąd za nim był ohydny :/
Mijamy Olchowiec i zaczyna się ubiegłoroczne piekło, z tym że teraz jest przynajmniej sucho. 45-48km najgorszy z możliwych odcinków, a pozostałości błota i moje opowieści sprawiają że Virus chyli czoła przed moją ubiegłoroczną jazdą tutaj. Wyjazd na lakę i we wspomnieniach mój ubiegłoroczny płacz tutaj ściska gardło. Teraz leśny singiel, ciągle tasujemy się z Virusem, a techniczne smaczki sprawiają kupe frajdy.
Zjazd do Mszanej i bufet na 51km, a skoro 51km to zaczyna się najdłuższy z podjazdów, a za nim czerwony szlak beskidzki... ale jestem urąbany. Virus szybko odjeżdża z bufetu a ja opijam się i objadam jak głupi.
Ruszam podjazd i chce mi się rzygać... o nie :/
Sprawdzam wykres i dochodzę do wniosku że skoro bufet był na 51, a meta na 62... to niepotrzebnie wiozę pełny bidon... polewam się 2-krotnie podczas podjazdu, zagaduję jakiegoś gościa z Giga i staram się go trzymać. Udaje się i rozkręcam się, a koleś niektóre fragmenty kręci na stojąco, mimo to trzymam go, w lesie wyprzedzamy. Przed szczytem odjeżdża mi, ale i korzenie na czerwonym szlaku mocno masakrują. Pisząc to wydaje mi się że teraz radziłem tam sobie nieco lepiej, a i krótkie podjazdy dawałem z blata- nie jest źle. Z gigowców minął mnie jeszcze Gryzło, ale i jemu jakoś bardzo nie odstawałem. Ogólnie cały ten szlak masakruje np. Strzyżowskie Herby czy Sanockie single na niebieskim.
Teraz zmieniony odcinek i zamiast zjazdu na asfalt do Chyrowej trasa ciągle wiedzie szczytem wzniesienia, a mi idzie tak dobrze że jedynie 59km na liczniku uświadamiało mi że to już tuż tuż- ostatni znajomy zjazd. Przed szczytem mijam dwóch zdychających, a ja śmigam obok nich z blata :), na zjeździe jeszcze kogoś, ostatni zjazd zmieniony, odbija się w prawo, krzaki, lasek, źle oznaczone, nawrotka, i ależ zjazd:) znów kilku wyprzedzam, wpadam na asfalt, strażak nie potrafi pokazać w którą stronę mam jechać, jakieś strzałki na asfalcie, śmigam do mety, a przed metą jakaś jebana dmuchana brama opada na asfalt, na tyle że nie mogę przejść ! :D XD
Prześlizgam się pod nią na plecach, kopię ją od dołu, z trudem sięgam po rower, przeciągam go, wskakuje na rower i meta xD
ależ to było zjebane, mam nadzieje że ktoś zrobił fotkę :D
Okazało się że prześlizgując się połamałem okulary w tylnej kieszonce :/ ehhh
- DST 42.00km
- Teren 30.00km
- Czas 02:45
- VAVG 15.27km/h
- VMAX 55.00km/h
- Temperatura 33.0°C
- Podjazdy 1000m
- Sprzęt Made in China
- Aktywność Jazda na rowerze
II Ropczycki Maraton "MTB Ropczyce 2015"
Niedziela, 9 sierpnia 2015 · dodano: 11.08.2015 | Komentarze 0
Miejsce: 26/53 MM2 13/19 Czas:02:49:30 Strata: +59:04
Z Moniką na zawody- ja by potrenować, ona na wycieczkę. Mnie zatkało po 30km, a Monisia zgarnęła miejsce na podium :D
Po ubiegłorocznej trasie obiecywałem sobie świetną zabawę. No i poza kilkoma asfaltowymi odcinkami trasa była kapitalna- po drodze przejeżdżało się przez 3 bikeparki. Kapitalne zjazdy, serpentyny i inne smaczki. Trasa na tyle trudna, że często miałem wrażenie że hamp... hamulce nie dają rady. Za rok przyjadę chyba tylko po to- by popatrzeć jak najlepsi przejeżdżają któryś z ciekawych zjazdów.
pani z bufetu - WODA?? IZOTONIK?? WODA?? IZOTONIK??
ja- ciszej, rozmawiamy :D
- DST 43.00km
- Teren 30.00km
- Czas 02:21
- VAVG 18.30km/h
- VMAX 55.00km/h
- Temperatura 25.0°C
- Podjazdy 1044m
- Sprzęt Made in China
- Aktywność Jazda na rowerze
CK Komańcza Edycja 8 Mega
Sobota, 1 sierpnia 2015 · dodano: 02.08.2015 | Komentarze 1
Miejsce: 112/198 MM2 24/31 Czas:02:22:44.923 Strata: +00:39:05:470 Punkty: 290.4616
Kolejny zwalony organizacyjnie maraton.
Brak informacji o stanie trasy, jak i kolejny już raz o tym gdzie bufety :[ co za ku cioty.
Ale to nic. Najgorsze było to- że jak zwykle zresztą- kolejny raz nie zgadzał się dystans. Miało być 41km, więc gdy na liczniku wybiło mi 41, to i pojawiła się tablica początku Komańczy, ciśnie człowiek ile wlezie, a zamiast mety, zaczyna się las:/ Ostatecznie wyszło 42,8km.
Z Marcinem i Moniką ledwie zdążamy na start. Szybka rozgrzewka i start. Pierwsze 4 km to masakra po asfalcie- tak niebezpiecznie na początku jeszcze nie było- tylko czekać aż ktoś będzie leżał, no i leżeli.
Zaczyna się teren i jadę sobie bardzo spokojnie. Pierwsze łąki i znów na asfalt- serpentyną do granicy. Jadę spokojnie, ale po pierwszym zawijasie wrzucam 1/5 i ponad dwukrotnie szybciej od innych ruszam do przodu- mijam z 15 osób, przed terenem odpuszczam i jadę gęsiego.
Zaczynają się podjazdy, więc na lajcie, co chwilę ktoś odpada i tak stopniowo mijam. Zaczynają się spore podjazdy więc to samo. No i ostatnia wspinaczka na szczyt Wielki Bukowiec 848m. Gdy jechałem tu 2 lata temu ze sraczką to wszystko było przerażające, a teraz trasa w porównaniu np do Strzyżowa- bardzo łatwa. Nawet nie zauważyłem jak minąłem Virusa, na poboczu Przemko z rowerem kopyrt i coś grzebie w tylej. Pytam czy OK? ok. A ktoś docina- dobrze żeś zapytał. Oho, myśle se, że jakiś cwel-aniaczek szuka zaczepki. Ostatecznie świadom że dobrze mi idzie skupiam się na wspinaczce i nie wdaje w pyskówe. Na szczycie okazuje się że to Virus trolluje:p W połowie podejścia dokręcam sztyce, bo oczywiście się zsunęła:/
Za szczytem eldorado. Duuużo zjazdów, na przemian łatwe i szerokie z kamienno-błotnymi, wprawdzie traciłem do osób przede mną i ogólnie bałem się puścić hamble....- hamulce. Zabawa kapitalna, raz ja kogoś mijałem, raz mnie. Ze 2 razy było takie bagno że trzeba było obchodzić, już zeskakuje z roweru, aż nagle coś mi go zatrzymuje w miejscu. Pacze- a tam wystający badyl z ziemi wbił się w tylną przerzutkę- tylko krzyknąłem kurwa i ktoś powiedział że niezłego miałem farta :) Jeden dziadek wyjebał za zakrętem, a mi się nie chciało krzyczeć że jadę, on już wstaje, a ja mu jeszcze śmigam pod łokciem... coś mamrał pod nosem. Na długim ziemnym zjeździe z dołami co 2 lata temu ktoś nieźle wypierdolił bałem się jak mało kiedy, ale było spoko, ostatni fragment zjazdu to luźne kamyczki, dokręcałem nieco, ale i tak minęło mnie dwóch- w tym ten przypakowany dziadek. Dojeżdżamy do asfaltu, 3-ech przede mną i ja 4-ty za nimi. Myślałem że podciągniemy, spoglądam na łańcuch i z buta, pacze przed siebie i nie wierze- kompanija pogaduchy- jak na wycieczce- hamuje na piski, jeden patrzy ze zrozumieniem, a drugi coś mamra że blokują itp. Objeżdżam z lewej ktoś siada na koło ale szybko odpada. Dojeżdżam Virusa i se jedziemy.
W lewo w teren i bufet. Biorę tylko rodzynek i owoców, a Virus tankuje, więc zostaje. Przypominam sobie o fiolce magnezu, wypijam i kopyrt za siebie- niech tylko ktoś coś powie:D chyba stref wyrzutu dziś nie było.
Odrywam się od tych z którymi jadę i mkne, przed szczytem odpuszczam i znów jadę z kimś. Praktycznie ostatni nie tak spory szczyt i ostatnich kilkanaście km praktycznie ciągle z góry. Tereny przednie, mija mnie Virus. Spora błotna kałuża i tracę do niego, na kolejnej błotnej mazi obraca mnie bokiem i już go nie widzę. Szeroki zjazd kamyczkami stopniowo się zbliżam. Jadę za nim, skok, kamienie, rzeczka, znów podjazd, mijam. Zaczyna się długi asfaltowy odcinek Rzepedź-Komańcza. Jestem z Virusem i jeszcze kimś. Jadą wolno, więc łapie środek kierownicy i daje zmianę. 38km/h, i już ich nie ma. Całość nie schodzę poniżej 30km/h, Zaczyna się znak Komańcza, dystans już 41km... oglądam się, są daleko, ale cisnę co by nie dać im złudzeń. A tu kulfa zjazd w lewo do lasu. No by ich huj strzelił. Wnerwienie to mało powiedziane.
Ostatkiem sił wspinam się na mały podjazd, tam trochę techniki się przyda, ale na takim upodleniu nie ma szans- prowadzę zjazd, mostek. Ruszam i mija mnie ten 3-ci gość, Virusa nie ma. Próbuje go gonić, ale kolejne błotne zjazdy nie pomagają. Poznaje końcówkę trasy, mija Andrzej Miłek, wyjazd na asfalt i ciągnę do mety za tym kimś, wydaje mi się że mijam typa przed samą bramą, ale że system nie działa i ręcznie wklepują wyniki, to wklepali mnie za nim- ot- tak to, warto było się ścigać do samego końca.
Ogólnie trasa słaba, organizacja też byle jaka, bo i przez cały graniczny odcinek nie było żadnej kontroli... kto się postara skróci.... jakieś do dupy te maratony.
Na koniec niespodzianka- High score :D Blisko 50 startów w życiu, i znów udało się tak jak ostatnio w Pruchniku- pojechać na miarę swoich możliwości, z tym że nareszcie bez awarii. Ciągle miałem wrażenie że jadę wśród gorszych ode mnie, a nie jak kiedyś- że ciągle starałem się dorównać jakimś koksom ze skarpetkami na łydach.
- DST 42.00km
- Teren 38.00km
- Czas 02:43
- VAVG 15.46km/h
- VMAX 65.00km/h
- Temperatura 29.0°C
- Podjazdy 1273m
- Sprzęt Made in China
- Aktywność Jazda na rowerze
CK Pruchnik Edycja 5 Mega
Niedziela, 5 lipca 2015 · dodano: 05.07.2015 | Komentarze 1
Miejsce: 164/229 MM2 29/37 Czas:02:52:41.092 Strata: +01:00:21.247 Punkty: 260.1982
Czas z licznika 2:43, czas timedo 2:52 co daje 9 minut postoju :/ max 1,5 minuty na bufetach - a reszta to awarie
Mój pierwszy maraton który pojechałem tak spokojnie i na luzie. Pierwszym miał być Strzyżów, ale tak mnie zesłabił pierwszy leśny odcinek że cały maraton wyszedł fatalnie. Do tej pory gnałem by się na dać zbublować Gigowcom, a teraz- gdy
nawet o nich nie myślałem to udało się i to ze sprym zapasem hehe:D
Cały pierwszy podjazd jechałem na psychicznym hamulcu. Gdy na pierwszych niezbyt stromych terenowych podjazdach ludzie ciężko dysząc zaczęli schodzić i blokować, a starsi uczestnicy zaczęli ich jebać że to się jedzie !! :D to ucieszyłem się, że nareszcie po tylu maratonach zmądrzałem, i jak Ci bardziej doświadczeni spokojnie sobie podjeżdżałem, a inni dyszeli truchtając.
Niestety do pełni szczęścia zabrakło nowego- najlepiej karbonowego dużego koła.
Awaria 1: zaraz na pierwszym szczycie gładką szutrówką zachodzi podejrzenie że- nie no kurwa, chyba sztyca mi zjechała:/ ja pierrrdole, druga taka moja sytuacja. Bo "kolega" który miał ją dokręcić dynamometrycznym, to zamiast ją jeszcze nasmarować wolał wpakować w ramę kilogram drutów i innych śmieci!! Co za cwel jebany! Po drugim ciężkim terenowym podjeździe staję i odkręcam sztyce, nieco podnosze- jak się okazuje za mało, no ale trochę podniosłem, dokręcam i tu druga awaria.
Awaria 2: urywam zamek torebki podsiodłowej. Nie no kurwa jego jebana mać! Stracone tyle czasu. Tyle osób które chciałem pokonać mi odjechało:/ Teraz nawet nie mam gdzie schować scyzoryka, zgubie go, no ale co zrobić, wkładam, zasuwę zostawiam w połowie, licząc że bokami nic nie wypadnie.
Awaria 3: na szybkim szutrowym zjeździe odkrywam że coś za bardzo się tłucze na ramie- poruszam bidonem - no nie no kurwa mać!! obie śrubki koszyka popuszczają- również druga taka moja sytuacja. No żeby se kurwa tego nie sprawdzić przed startem!
Hamuje, wydzieram scyzoryk i próbuje dokręcić. No ale kurwa- Tym kurwiście poręcznym scyzorykiem nie mam miejsca żeby dostać się do śruby! xD Próbuje ręką, nic, po trochu scyzorykiem, dokręcam.
Mijają mnie kolejne osoby, nie mam jak włączyć się do ruchu.
Dalsza trasa w 90% prowadzi leśnymi dróżkami-singlami. Masa technicznych smaczków i trudnych zwózkowych kolein. Trasa bardzo kręta.
Mimo sporego bólu bioder spowodowanego zsunięta sztycą w tej eufori jedzie się wspaniale.
Na jednym z ekstremalnych zjazdów słyszę trzask!! Staję i oglądam ramę, gdy jest ok przypominam sobie że przecież już kiedyś tak miałem- to...
Awaria 4: Siodełko na sztycy Ritcheya 1-Bolt przechyliło się do tyłu .... eeeee :/
Później jeszcze był dłuższy postój na bufecie i gleba w strumyku na kamieniach, a tak to całość jechała się bardzo sprawnie.
Szkoda straconego czasu, te z 10 straconych minut + z o 5 minut lepsza jazda i byłby bardzo fajny wynik.
A tak to... jak na 1 kg lżejszy rower, tyle awari i w pewnej chwili chęc rezygnacji/bezradności ciesze sie że się nie poddałem i ukończyłem to w miarę przyzwoicie.
Pora skończyć z tymi maratonami... bo i po co startować, gdy nie można pokazać tego na co nas stać.
- DST 54.00km
- Czas 03:27
- VAVG 15.65km/h
- VMAX 71.00km/h
- Temperatura 28.0°C
- Podjazdy 1480m
- Sprzęt Made in China
- Aktywność Jazda na rowerze
CK Strzyżów Edycja 4 Mega
Niedziela, 14 czerwca 2015 · dodano: 14.06.2015 | Komentarze 0
Miejsce: 185/246 MM2 49/58 Czas:03:38:53.665 Strata: +01:21:50.808 Punkty: 250.4360
Kolejny maraton porażka :/ na objeździe trasy jechałem znacznie lepiej, ale może gdyby nie było upalnie, tylko tak chłodno jak wtedy, to i też bym tak dobrze pojechał... chociaż nie- nie trafiłem na mój dzień. Jednego dnia jedzie się dobrze, a kolejnym razem fatalnie. Wynik jakiś taki zwyczajny, ale jazda koszmarna :/
- DST 62.00km
- Teren 30.00km
- Czas 03:45
- VAVG 16.53km/h
- VMAX 65.00km/h
- Temperatura 25.0°C
- Podjazdy 1000m
- Sprzęt Made in China
- Aktywność Jazda na rowerze
Skandia Maraton Land Team Rzeszów- na Podkarpaciu taka wioska. Medio
Sobota, 30 maja 2015 · dodano: 30.05.2015 | Komentarze 5
Miejsce: 140/232 M 131
Czas Medio 53km: 03:10:52 Strata: 01:06:29
W 2012 objechałem tą samą trasę w podobnych warunkach w czasie 2:48:38 i byłem 91 :/
no ale w tym roku z 20 minut leżałem w lesie ze skurczami i 2-krotnie wydzierałem łańcuch spod małej zębatki:/
Pierwsze 20 km bardzo fajnie, ale później to już była masakra
Spośród tysiąca uczestników był - 1 !!! znajomy... się wykruszyli wszyscy
- DST 55.00km
- Teren 50.00km
- Czas 04:06
- VAVG 13.41km/h
- VMAX 66.00km/h
- Temperatura 12.0°C
- Podjazdy 2097m
- Sprzęt Made in China
- Aktywność Jazda na rowerze
CK Kluszkowce Edycja 2 Mega
Niedziela, 17 maja 2015 · dodano: 18.05.2015 | Komentarze 5
Miejsce: 115/198 MM2 30/40 Czas:04:06:09.387 Strata: +01:19:38.668 Punkty: 270.5791
Nie ma to jak zorganizować maraton rowerowy, który będzie tylko jedną z pobocznych imprez, i tak potraktowano uczestników. Na pół godziny przed startem objeżdżam cały plac pod stokiem i nie mogę znaleźć startu, a jeszcze zaczyna padać deszcz, który po chwili ustaje. Pytam kilku z numerami - też niewiedzą, kierują pod balon, a tam os Enduro informacja to myślę se pięknie, jestem nie tam gdzie trzeba i będzie niezła wtopa. Ostatecznie jeden z kibiców pokazuje mi skąd to prawdopodobnie. No nie wierze. Start... z łąki... a właściwie ze zbocza, pod lasem i nad urwiskiem, bez sektorów, i jak wszędzie bez koszy na śmieci.
Na szczęście tylko to było nieudane, bo trasa jak i bufety były ok i na odpowiednich km.
Pierwszą mniejszą pętle miałem przejechać spokojnie, jak to w Przemyślu, ale jechałem tak średnio mocniej i na drugim podjeździe ściągam kurtkę. Na 17km odezwało się pieczenie kolana:/ Ale potem był zjazd na 20-21km, no rewelacja, kamieni i stromizn bez liku. Adrenalina tak wystrzeliła że zapomniałem o bólu i na asfalcie cisłem na maska. Nawrót w prawo i trudny podjazd, odzywa się kolano i prowadzą, na szczycie łąką już lepiej.
Dalej fajny przejazd asfaltami przez Czorsztyn, gdzie dwójce kibicujących dzieciaków rzucam po cukierku- jaka radocha:D
Od 27km trasa łatwa ale ciągle góra-dół i dopada mnie lekki kryzys, myślę sobie że hobby na dziś by mi wystarczyło, do 37km - Huba - bufet idzie średnio.
Teraz zaczyna się najgorszy odcinek- podjazd od 37 do 47km na Lubań jakieś 1100mnpm.
Lepiej nie pisać jak mi to szło, dziewczyny z którymi rywalizowałem uciekły, ale pozostało całkiem sympatyczne towarzystwo, to wzajemnie się wspieraliśmy, gdzieś od 40-tego km odliczając ile pozostało do szczytu. Na 43 km myślałem że pęknę.
Ostatecznie chyba nie byliśmy na głównym szczycie bo i nawet nie wiedziałem kiedy go minęliśmy, dalej mija mnie trójka zawodowców, z J|BG2? albo coś takiego. Napierdalali nieziemsko, stromo że szok a jeszcze leżące drzewo- nawet nie jęknęli tak śmignęli po tym mając jeszcze siły przeklinać jakie to hujowe oznaczenie :D
Gdzieś na 50-tym km ja zaczynam dopiero przeklinać- poznaje trasę, jechałem już tędy- nie wiem co teraz? wracać? minąłem? wjechałem na Giga? coś popieprzone:/ za mną też ktoś zjeżdża więc jadę dalej. Na 51 km ten sam zjazd co na 21!! Na kosmos, korzeni i jazdy na granicy nie ma końca. Na asfalcie pytam jakiegoś młodego czy dobrze bo drugi raz tędy jadę a on potwierdza że tak ma być i zaraz meta. No to uff. Teraz wyczuwam że zbliżają się skurcze- jednocześnie, te same odczucia co do obu nóg :| Po podjeździe staję na szczycie i nie mogę jechać. Grozi mi skurcz któremu uparcie próbuję zapobiec, mija mnie kilku, w tym taki śmieszny koks w czerwonym stroju na uwaga - Romecie :D
Kolejny krótki podjazd pedałuje wpiętą tylko prawą nogą, kolejny mijający pyta czy dojadę... ehh. Po zjeździe na asfalt jest już ok więc łapie się dwóch gości przede mną. Podjazd na metę po dziwnych płytach koła buksują, podpieram, odjeżdżają mi. Sprint w górę na metę udaje się minąć jeszcze jednego z nich, nawrót w lewo i metę przekraczam turlając się z rowerem nad sobą.... no miazga- umęczony jak po giga i co ja mam zrobić z tymi skurczami :/:/:/:/:/:/:/:/
- DST 50.00km
- Teren 30.00km
- Czas 02:44
- VAVG 18.29km/h
- VMAX 65.00km/h
- Temperatura 13.0°C
- Podjazdy 792m
- Sprzęt Made in China
- Aktywność Jazda na rowerze
IV Łańcucki Maraton MTB
Niedziela, 10 maja 2015 · dodano: 10.05.2015 | Komentarze 7
Miejsce: 25/55 MM2 10/17 Czas:02:44:52.423 Strata: +00:41:30.949
Klimat zawodów poraża, durnowatych gatek, zbyt głośnej wieśniackiej muzyki i przestawiania zawodników nie było końca, a jakieś przybijanie piątek z panami sukami to już była kpina.
Start o dziwo punktualnie, no i zaczyna padać deszcz. W teren wjeżdżam za gościem na crossie obok motoru któremu spadł w mieście łańcuch:/ No ale będzie jeszcze gorzej, przeprawiając się przez łąki okulary parują. Wyjeżdżając wąwozem na asfalt zdejmuję je, siadam komuś na koło, ale nie da się jechać tak pryska woda. W terenie jeszcze gorzej- błoto masakruje oczy. Zjazdy błotnymi singlami pacząc na jedno oko to dopiero masakra. W Przemyślu jakoś nie miałem tych problemów:/
Po ok 15 km zaczynam jechać na 2 nogi, no prawą tak na z 80% co by nie docisnąć łąkotki.
Po pomyłce trasy prawie wpadam na kogoś z naprzeciwka, no ale na mapce była taka mijanka zaznaczona. Po zwątpieniu i postanowieniu odzyskania wpisowego rzucam się za jakimiś lepszymi ode mnie, co ktoś odchodzi to ja dostosowuje się do kolejnego ... sponsorowanego i ogolonego.
Trasa nawet ok, tylko oznaczenie tak niepewne i wątłe- no debile nie potrafią oznaczyć trasy. To co widziałem na wczorajszym ultramaratonie - to jest znacznie, a tam zawodnicy przecież biegną te kilkanaście km/h max, a nie jak to na rowerze.
Przed przedostatnim podjazdem asfaltem tak się wyłożyłem na skrzyżowaniu że rower sunął asfaltem na jego środek, a ja wyhamowałem wcześniej- najpierw łydką, a potem to już po kolei- łokciem i tyłkiem. O dziwo okulary w tylnej kieszonce nie pękły uff.
Ciężko było wrócić na obroty i gonić Janka i dwóch innych. Dalsza droga szutrami strasznie się ciągła, jakoś zapamiętałem te odcinki jako krótsze. Ręce zaczynają drętwieć i w nogach zaczyna brakować pary. Jeszcze ten popieprzony zjazd obok cmentarza. Tył lata że z trudem trzymam pion, a napęd zapycha się na tyle że na wszystkich biegach łańcuch skacze.
Ostatni km i nie mam jak jechać, ostatnie 500m to zakręt na ostatnią prostą który biorę jakieś 10km/h. Próbuję przyspieszyć i nic, mówię sobie "no co jest, jedź" i nie mogę przyśpieszyć. Na metę wtaczam się ostatkiem sił.
ale żal :D