Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Mic z miasteczka . Mam przejechane 79995.50 kilometrów w tym 12123.60 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.40 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 475715 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Mic.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Starty

Dystans całkowity:2652.50 km (w terenie 1508.60 km; 56.87%)
Czas w ruchu:165:41
Średnia prędkość:16.01 km/h
Maksymalna prędkość:73.00 km/h
Suma podjazdów:41886 m
Liczba aktywności:53
Średnio na aktywność:50.05 km i 3h 07m
Więcej statystyk
  • DST 81.00km
  • Teren 50.00km
  • Czas 05:17
  • VAVG 15.33km/h
  • VMAX 66.00km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • Podjazdy 2211m
  • Sprzęt Unibike Evolution
  • Aktywność Jazda na rowerze

CK Jasło Edycja 10 GIGA

Sobota, 14 września 2013 · dodano: 14.09.2013 | Komentarze 3

Miejsce: 34/35 GM2 15/15 Nr: 73 Michał Moskwa reBike Impulse Team | reBike.pl
GOpen Czas: 05:17:26.090 Strata: 01:42:40.193 Punkty: 405.9383

Start pojedynczo... przez niezabezpieczone miasto... w sumie fajnie, choć kierowcy śmiało mogli nasłać policję... za tym jak by nie było nielegalnym przejazdem rowerzystów przez miasto, a my powinniśmy dostać konkretne mandaty naruszające wieeele przepisów. Ale nawet fajnie mi się to udało- holowałem się za jakimś busem:D Pierwsze 10 km masakryczne, ból nóg jak w Komańczy i Wierchomli... pojawił się strach że nie ukończę, ale w pewnym momencie zaczyna się lepiej jechać... mijam jakiś pojebany- niewiadomego pochodzenia bufet na 10-tym km i jadę dalej... na bufet który powinien być planowo na 18-tym. Ale że go kurwa jego pierdolona mac nie ma!! To Liwocz zdobywam o suchym pysku. Przed szczytem bufet już prawidłowo na 27km... tylko kurwa właśnie - przed szczytem... naładowałem wody a przede mną największe stromizny. Zdobywam szczyt z buta razem z Szymkiem i dalej rewelacyjny trudny zjazd ... chyba żółtym? sporo kamieni i stromizn, dalej był przejazd wąziutkim fajnym mostkiem i jazda strumieniem.

Dojeżdżam do zielonego szlaku i na łącznik Giga, który zdobyłam sporo ponad godzinę przed zamknięciem limitu. Teraz na luzie asfaltowy podjazd... nawet trochę idę, by rozluźnić nogi. Dojazd do podjazdu którym zdobywałem Liwocz za pierwszym razem i teraz już całą górę wyjechałem hurrra!!!! Dalej sprawne zjazdy krótkie podjazdy, a za zielonym zrobiło się już sporo asfaltu i sporo górek. Pamiętam 2 zdobyte wzniesienia, za nimi 3-ecie już ledwo co... po wyjechaniu na które na horyzoncie pojawia się autostrada do nieba:/ o niee, asfalt pią się w górę w nieskończoność. Daję z buta i na szczycie już mocno pedałuje wkurzony w dół. Przed miastem strasznie dużo asfaltu- chyba z 15 km bez przerwy, gdybym jechał mega to piekliłbym się że ponad połowa dystansu to asfalt, ale z Liwocz x2 ogólnie nie było tak źle. Końcówka to sporo wertepów, zjazd na mostek i bezsensownie ustawiona meta... kutasy z mega już se paradowali przed metą, a ja na piski musiałem hamować... no porażka, no żeby nie przewidzieć nie pomyśleć. Wjechał jeden huj z drugim na metę i myśli że po zawodach... niby szczegóły, ale to tak wkurza- żeby nie zabezpieczyć trasy, żebym kurwa normalnie nie mógł wjechać na metę, tylko jakieś słupki, jakieś mosty, jakieś rezusy na bujanych rowerkach w poprzek mety stały. Organizacyjnie totalnie fatalnie, ale tereny do MTB genialne!!!


Kategoria Starty


  • DST 69.00km
  • Teren 50.00km
  • Czas 04:50
  • VAVG 14.28km/h
  • VMAX 59.00km/h
  • Temperatura 31.0°C
  • Podjazdy 2453m
  • Sprzęt Unibike Evolution
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

CK Wierchomla Edycja 9 GIGA

Niedziela, 18 sierpnia 2013 · dodano: 18.08.2013 | Komentarze 0

Miejsce: 25/30 GM2 12/14 Nr: 73 Michał Moskwa reBike Impulse Team | reBike.pl
GOpen Czas: 05:14:14.862 Strata: 01:34:05.533 Punkty: 420.3477

Położyłem się spać o 21, bo pobudka o 4:30 ale czekała mnie jedna z gorszych nocy w życiu. Ciągle odliczałem każde pół godziny w których nie udało mi się zasnąć i ile mi jeszcze zostało snu. 4 godziny przewracania się z boku na bok, to zimno to gorąco, 2 razy siku, no porażka. O północy chciało mi się płakać, byłem już zrezygnowany i pewny że kolejny start będzie nieudany. Najgorzej było ok 1 gdy zgłodniałem, ciągłe ssanie i lekki ból brzucha, jednak przeczekałem jeszcze pół godziny i udało mi się zasnąć. Rano ciężko wstać, ale humor nawet dopisuje i ogólnie chyba nie jest źle.
Na starcie próbne sprinty ale marnie to idzie i nogi zaraz puchną. Rezygnuję z rozgrzewki na rzecz masażu i rozciągania.
Na starcie staję na samym końcu i początek podjazdu jako tako z mijaniem kilku osób... ale tak było tylko z kilometr. Kolejne 7 to potworny ból nóg. Stawy jakby zastane, ścięgna z każdym obrotem powodują ogromny ból, nogi puchną, ale luźna rozmowa z równie ujepierbdzielonym Przemkiem nieco dodaje otuchy.

Szczyt i wyciągi narciarskie również słabo, jednak mijam Pawła i bardzo powoli wspinam się na kolejne małe górki na szczycie.

Pierwszy zjazd potwornie trudny, dosyć ryzykuję, ustawiam przełożenie na 2/6 by móc dokręcić, gdy będzie okazja, ale ostatecznie wykorzystuję je jedynie do rozpędzania po wyhamowaniach przed kolejnymi dołami... nagle słychać trzask... i pierwsza myśl to rozjzebźienie tylnej obręczy, spojrzenie na prędkości, kółko się kręci, szprychy nie wbijają w nogę... ale łańcuch lata swobodnie na jakiś metr ode mnie, aż w końcu stacza się z korby... staję i wracam po łańcuch. Nadjeżdżają zawodnicy, z łańcuchem w ręku ledwo się mijam z niezdecydowanym kolesiem, przejeżdżają kolejni i Paweł a ja zabieram się za składanie upierdzieloego piachem łańcucha i zakładam nową spinkę. 2, może 4 minuty i jadę, jednak napęd chrzęści, staje i co- przerzutka złamana? na szczęście tylko łańcuch nie zaszedł pod przerzutkę a przesuwał się po jej ramieniu. Poprawka i na luzie zjeżdżam... do technicznego zjazdu. Do teeeeeeechnicznego i baaaardzo długiego zjazdu. Ależ zabawa była przednia, kierownica w górę i w dół jak na jakimś filmiku z Włoszczowską, wiele dołów uskoków i bali odprowadzających wodę. Kilka wielkich kamieni korzenie, no i strome zjazdy małymi wąwozami... toż to było piękne:) wkrótce sztywnieje 4-ty i 5-ty palec obu dłoni, nogi również zaczynają odczuwać ten kolosalny zjazd, wypad na asfalt i ledwo 20km/h ciągle lekko wznosząc.

Tam Paweł ma kapcia, dalej w teren i oczywiście ciągle lekko pod górę, tak przez 10km. Co chwilę mijali mnie lepsi zawodnicy... ktoś popierdzielił trasę- 50% ja 50% oni. Przed oczami pojawia mi się wizja DNF-u a to by znaczyło, że nie ukończę 6-ciu edycji potrzebnych do generalki:/ Zacisnąłem zęby i co rusz czepiałem się w tunel któregoś ze sportowca. Bufet który miał być na 26 km ja mam na 19... więc jakoś jakimś cudem ściąłem trasę. No to huj, bawmy się. Teraz ciężko przez las z wieloma wzniosami terenu na szczyt Czubakowska 1080 m npm i Jawor 1027m. Zjazd do mety - aaale, to trzeba przeżyć. Zjeżdżam na asfalt w Wierchomli Małej i widząc podjazd na 2 pętle, postanawiam nasmarować łańcuch i pożyczam od gościa z Krynicy spinkę, na wypadek gdyby znów coś się stało z łańcuchem. Dalej punkt z wodą, więc kubek wody do bidonu z 1/3 izo i po kubku wody na nogi. Mozolnie i równo na młynku, po jakichś 2 km staje i postanawiam się kawałek przejść by rozluźnić nogi, mija jakiś gość, jadę dalej i jakiś starszy typek mówi- cześć kolego i że jak dziś ciężko i jak to mu fatalnie idzie, chwilę razem trzymam mu kroku ale odjeżdża mi. Ostatnie wzniesienie i postanawiam podprowadzić. Dalej bufet na którym sporo jem i oblewają mi nogi. Znów między wyciągami, jednym z nich downhillowcy z przewieszonymi rowerami, akurat wysiadają, więc ja się spinam i przygazowywuję, a oni z zaciekawieniem obserwują, cóż to za rowerowa impreza, ciekawe czy po prostu zjeżdżają stokami czy też mają jakiś specjalny tor wzdłuż wyciągu. Wzniesienie na szczycie to już powolny spacerek, szkoda go biadolić na młynku. Teraz znów ten kolosalny zjaaaazd. Tym razem nieco ostrożniej a i tak znów sprawia masę frajdy. Niby walka z rowerem, trudnym podłożem, a to tak niesamowite uczucie, kontrolowanie, przenoszenie ciężaru, lekkie dropy ze skał, heh... wykrzykniki, ja widzę jedynie kamory, a za nimi spora stromizna- ja bez oporów najazd między nie, przód w górę i gładko w dół- ależ adrenalina i ależ zmęczenie. Co kawałek jacyś piechurzy, biją brawo, zagrzewają do szybszej jazdy a ja czuję się wspaniale- choć potwornie zmęczony, tak do końca zjazdu na stojąco czerpiąc maksymalną radość z pokonania tego odcinka. Wypad na asfalt i tam poniżej 20km/h, ktoś mija, zaczyna się teren i widzę za sobą Panią Krysię... heh, normalnie byłbym wniebowzięty, ale zależało mi by z nią wygrać. Co kawałek droga przez las lekko zakręca przez co długo jej nie widzę. Aż tu nagle jakiś cholerny samochód z bagażnikami rowerowymi z naprzeciwka, wzbija tumany kurzu, będąc 150m przede mną wyjeżdżam na środek, po chwili baba w aucie w lewo, ja w prawo by jej zajechać drogę, jeszcze 2 takie manewry i nieco przystaje, mijam ją a ona przez szybę że przeprasza bo nie wiedziała z której strony. Pojebana no, masa kurzu, a ta se jedzie po jakiegoś zawodnika kurząc innych. Jest mostek, przyjemny chłodek od strumienie więc robię przerwę na rozprost. Ruszam i już mnie dochodzi P. Krysia, chwilę razem, śmiejemy, wspieramy, wrzucam na blat i zostawiam ją, jakieś strominzy i ona mnie już dojeżdża i ostatecznie wyprzedza. Na pomiarze czasu już ze 100m przede mną, na bufecie jeszcze się spotykamy, ja tankuje a ona znika w lesie. Teraz strasznie dłuży mi się podjazd lasem i z utęsknieniem wypatruję zjazdu 2 pętli giga do mety. Ciągle bałem się że przegapię zjazd i zrobią niepotrzebnie dużą pętlę. Po wyjechaniu na Czubakowską, jeszcze 2 zjazdy kamykami i w końcu jest. Za zjazdem jeszcze mały podjazd i teraz już kilka km z góry świetną szutrówką. Jazda ciągle ok 40km/h a dochodziłem nawet do 50tki. Przyjemny zjazd bezpośrednią graniczący z pięknym kamienistym i pełnym uskoków strumieniem, ahh- toż to było chyba najpiękniejsza jazda w moim życiu- aż szkoda by było nie dokręcać. Na metę asfaltem już ostatnim tchnieniem czując zbliżające się skurcze, przejeżdżam przez metę, staję i łapie leki skurcz w dwugłowy, uff:)

CYKLOKARPATY - TUTAJ PRZEKONASZ SIĘ CZYM JEST PRAWDZIWE KOLARSTWO GÓRSKIE
no i przekonałem się:) dzięki Prucek


Kategoria Starty


  • DST 42.00km
  • Teren 20.00km
  • Czas 02:43
  • VAVG 15.46km/h
  • VMAX 55.00km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • Sprzęt Unibike Evolution
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

CK Komańcza Edycja 8 GIGA

Sobota, 3 sierpnia 2013 · dodano: 03.08.2013 | Komentarze 2

Ostatnie dwa dni dieta postna i gorączka 37,5 st. W dniu zawodów rano mierzę temp i już w normie. Jednak po chorobie brak sił, ale do 11.00 miałem nadzieję że będzie ok, start przesunięty o pół godziny, no to super- więcej czasu na dojście do siebie. Czuje się dobrze- hurra:) Pierwsze 3 km za dyskoteką i całe szczęście że nie jechałem z pierwszego sektora bo tak głośnej suki to jeszcze nie słyszałem;P Gdy na honorowym stawka się nieco rozciągnęła, to w pewnym momencie trzeba było hamować na piski, bo... przystawiło. To po jaką cholerę ten honorowy?? Strasznie niebezpiecznie w tłoku, każdy wyrywa, a ja często mijam ludzi jadąc trawnikami. Jest kraksa i ktoś leży na środku. Ostry nawrót z asfaltu w strumyk i znów ktoś przede mną leży, zaczyna się podjazd terenem i tracę. Na początku niby nic takiego, ot 2 kolesi wpycha się przede mnie a i tak wszyscy gęsiego. Na szczyt za jakimiś pyrczącymi fulami, starszy koleś podpiera i robi korek, mijam sprawnie po patykach z prawej... zaczynam zgrabniej jechać i kolka. Staje, mija mnie grupa z 20 mocnych zawodników której jeśli bym się trzymał to byłbym wniebowzięty, no ale cóż. Teraz chwilę nikt nie jedzie, aż kolejna gruba się zbliża. Wyjeżdżam przed nimi, do szczytu jeszcze dwóch gości mnie wyprzedza, a na zjeździe w prawo kolejni. Niewygodnie mi na wertepach i strasznie mnie wybija z siodła, no to lipa, ale jakoś to muszę zmęczyć, i na każdym wypłaszczeniu uparcie wrzucam na blat.
10-ty km to serpentynki asfaltem w górę, no i tu zaczyna mnie odcinać:( Staję chwilę, kilka osób mija i jadę, ale bardzo słabo. Próbuję przełamać niemoc mocniejszym kręceniem i pokonują kolejną serpentynę aż czuje że znów muszę stać. Dojeżdża Łukasz któremu się żale, a on że jak już mam takie nastawienie to żebym zawrócił do mety. No ale myślę se że to by była głupota i mam nadzieję że granicą będzie się jechać lepiej. Stoisko z wodą, łyk, a resztę na uda, no i jest lepiej. Postój na siku i na młynku po prostej łąką, ale porażka, lekko w górę a ja muszę mocno machać. Puszczam dziewczynę z Esenti, i z Łukaszem pewnie z 1 km pod górę, tam znów schodzę i tyle go widziałem. Postanawiam zrobić biwak, że jak se dłużej posiedzę, to zacznę jazdę jakby od nowa, i będzie nieco lepiej.

Dosyć długo czekam aż dojedzie Asia i za nią. Trochę pogadaliśmy, ale momentami miałem trudności z dotrzymaniem jej kroku, całą granicę jedziemy razem z Kazkiem i Rommerem, a na żółtym odjeżdżam. Wcześniej, ok 20-tego km jakiś zawodnik idzie umęczony z przeciwka i mówi do Rommera "dziwna sytuacja, gdzieś tutaj rower zostawiłem" !!;D oglądam się w lewo i jest, 50m obok stoi między drzewami, pokazuję typkowi i odjeżdżam. To była najdziwniejsza sytuacja jaka mnie spotkała na zawodach;D Na bufecie robię tankowanie do pełna, czyli opycham się czym da, kilka kubków izo i postanawiam że to definitywnie mój koniec. Asia ogarnia bufet i rusza dalej a ja czekam z innymi... zrezygnowanymi z czołówki. Przyjeżdża karetka po jednego i ruszam z koksami w stronę mety asfaltem, ale jakoś nie chciało mi się słuchać ich gadania i pomykam sam. Lekko pod górę 20km/h z górki 30km/h, po płaskim 30km/h i po płaskim 40km/h. Ciągle zwiększam tempo i jedzie się rewelacyjnie... no to nie wiem- czyżbym ozdrowiał o kilkanaście minut za późno? Wpadam do Komańczy ponad 30km/h i zmykam na boczne dróżki, przez rzekę z zamiarem przejazdu przez linię mety- od drugiej strony z rozłożonymi rękoma. Ale ciągle ktoś z mega wjeżdża na metę, czołówka Giga dawno na mecie... łeee. Odechciewa się, gadanie ze znajomymi... no i jadę na końcówkę trasy zobaczyć ostatni zjazd. A tam akurat Ci z którymi jechałem przed szlakiem granicznym- łeee. No trudno, siedzę chwilę i sam próbuję technicznego zjazdu, strumyk i spadam na parking. Lipa total i po fullu. Co choroba robi z człowiekiem, myślałem sobie że dla mnie to sezon już by się mógł skończyć, ale wieczorem doszłem do wniosku że kolejny dzień rozpocznę od porannych 10km biegu, stretchingu, szybkości rowerem i na wieczór znów jakiś trucht:p zobaczymy co z tego wyjdzie hehe.


Kategoria Starty


  • DST 15.00km
  • Teren 12.00km
  • Czas 01:10
  • VAVG 12.86km/h
  • VMAX 35.00km/h
  • Temperatura 33.0°C
  • Sprzęt Unibike Evolution
  • Aktywność Jazda na rowerze

XC Strzyżów 2013 Najniezwyklejsze miejsce do XC na Podkarpaciu:)

Sobota, 27 lipca 2013 · dodano: 27.07.2013 | Komentarze 0

Tylko dobudować dropa z choćby kilku metrowym odcinkiem po kamieniach i trasa godna Mistrzostw Świata:)
Myślałem że w ubiegłym roku KS Strzyżów MTB Team z małego lasku w Strzyżowie wycisnęło 100%, a w tym roku wyciśnięto z niego 150! Tak więc pewnie za rok będzie to 200%!!!:D Wiele grawitacyjnych zjazdów, kilka ścianek, mnóstwo wertepów i miejsc szczególnie na obu nowych końcowych odcinkach gdzie można było przelecieć przez kierownicę.
Miałem mieć 5 okrążeń, aaaale był Mistrz Polski, więc dostałem buubla:/
Dystans zawodów 3 okrążenia = 9 km czas 46 minut. Wychodzi po 15 minut na jedno ze średnią 12km/h.
mc nr imię nazwisko team kategoria czas okrążenia
1 203 Arkadiusz Krzesiński Żbik Komańcza Elita 00:54:11 5
2 200 Krzysztof Łopata Millenium Hall Elita 00:57:31 5
3 204 Łukasz Olejarz RKK MTB Elita 01:00:42 5
4 206 Mateusz Woźniak JSC Jasło Elita 01:03:23 5
5 201 Tomasz Biesiadeki RKK MTB Elita 01:03:53 5
6 205 Bartosz Bąk RKK MTB Elita 01:04:19 5
7 207 Jakub Zbiegień JSC Jasło Elita 01:06:07 5
8 202 Michał Moskwa reBike Impulse Team Elita 00:46:55 3

Heh, wynik w mojej kategorii prezentuje się fatalnie, no ale przyszło mi rywalizować z samymi najlepszymi. Aż ciężko mi uwierzyć że w moim wieku nie ma chętnych na tak genialne zawody.

Przed zawodami próbne okrążenie i wielkie zdziwienie na zjeździe, gdyż dodano odskoki w prawo i sporo krótkich wspinaczek i zawijasów. Za wiatą również zamiast na wprost do mety to ścianka w lewo. A tam masakra- granią między drzewami, ostry stromy nawrót i wertepami spodem paryji na metę... znaczy się w stronę mety, przez rów i ... dalej nie pojechałem, gdyż nie chciałem narazić się organizatorom bo już zaczęły młodsze kategorie. Przed samą metą czekał jeszcze jeden groźnie wyglądający podjazd.

Pierwsze okrążenie, start z asfaltu i nawet nie próbowałem mocno wystartować. Jadę 3 albo 4 od końca, za kolesiem ze Strzyżowa z młodszej kategorii z którym jechałem również rok temu i który systematycznie mi uciekał, jednak tym razem blokuje mnie i przed drugim zawijasem wyprzedzam i sprawnie uciekam w tumanach kurzu wzbijanych przez czołówkę, zjeżdżającą zawijasem wyżej;D. Łydka FATALNIE! Jakby zakwaszona, niewyspana, przemęczona, zaraz puchnie a ja zaczynam dyszeć. Baaaaardzo ciężko na szczyt, początek zjazdu przyjemny, ostre hamowanie i nura w prawo, na prostej przy łące dokręcam i zaczyna się już jechać przyjemnie. Serpentyny na luzie i za wiatą wspinaczka wzięta głównie dzięki dużemu rozpędowi, spokojnie granią i niepewnie wertepami, przez rów dokręcam i bardzo szybko- teraz przejazd przed publiką więc śmigam po kamykach i ostatni podjazd który o dziwo okazuje się wyjątkowo przyjazny... gdyby nie na samym końcu zaskakujące schodki, ale mijam je z lewej.

Drugi podjazd już lepiej, a za pierwszym zawijasem widzę za sobą Arka K:|. Mija mnie przed kolejnym zawijasem w prawo no i co, jadę ostatnie okrążenie? Próbuje się tym nie przejmować i jadę swoje. Całkiem dobrze mi to idzie i zjazd pokonuje bardzo dobrze, jednak zawieszam się na ściance za wiatą. Grań przebiegam i wsiadam pod jej koniec. Szybko wertepami, z tyłkiem wspartym na tylnej granicy siodełka i z odciążonym przodem idzie całkiem gładko, smyk przed rów i na kamyczkach ślizg tylnym ku uciesze zgromadzonej widowni, było tam sporo dzieci... więc niech sobie zobaczą że warto trenować, jak się później będzie śmigało. Elegancko i mocno ostatni podjazd i?

Jadę trzecie okrążenie. Oddycham z ulgą i mam nadzieję że przynajmniej 4 uda mi się przejechać. Podjazd już kiepsko z nagromadzonym zmęczeniem, żartuje do gościa siedzącego przy trasie, czy tam strzelają, bo ciągle było słychać trzaski zmienianych przełożeń, a on odpowiada chyba jakoś, że cuda się tutaj dzieją, albo wszystko się tutaj dzieje. Wnioskuje że to ktoś miejscowy którego nasze zawody bardzo zainteresowały - ooo, no proszę. Tak się składa że ludzi (grzybiarzy) miałem na trasie więcej, trenując na niej podczas deszczowej pogody niż teraz w czasie zawodów:( a szkoda. Wywnioskowałem że tętna nie mam zbyt dużego gdyż mówiłem spokojnie i już nie dyszałem. Przed sobą widzę kolejnego gościa z KS Strzyżów MTB Team, wprawdzie również z młodszej kategorii, ale nie zawadzi utrzeć mu nosa pokazując innym ze Strzyżowa że potrafię jeździć. Cały podjazd systematycznie zbliżam się, na zjeździe jeszcze bardziej aż jestem tuż za nim i próbuję go pognać mówiąc o zbliżającym się Łopacie. Kiepsko z nim i przed nowymi ścieżkami w prawo wyprzedzam. Ostre hamowanie, tył ucieka, przednia opona krawędzią łapie przyczepność i ehhh, chciałbym to widzieć z boku, żeby ktoś mnie wtedy nagrał, startuję mocno technicznie pokonując krótkie wspinaczki. Niestety na wybojach przed serpentynami wyprzedza Łopata i ktoś chyba z Essentii. Sprawnie zawijasy, lekko kosząc zakręty, kontrolując kątem oka czy koleś się nie zbliża. Na ściance za wiatą również staje i z buta. Szybko wertepy, ślizg przed publiką i mocno na metę.
Dla mnie to koniec, a dla wyprzedzonego gościa nie, bo duble elity go nie dotyczą.

Jechało się genialnie, całkiem przyjemnie w lasku, dużo wstążek i wręcz zamiecione, przykoszone ścieżki które swą trudnością sprawiały że byle kto ich nie przejedzie. Brakowało przynajmniej z kilkanaście osób które stałoby gdzieś przy wstążkach i klaskało, a o jakichś trąbkach już nawet nie ma co marzyć.
Po zawodach losowanie bardzo cennych nagród:)
Gdy przyszła kolej na nagrodę główną, ogłoszono że zostały tylko 4 losy!;D ciekawi mnie co by było gdyby udział w zawodach wzięło o te 4 osoby mniej haha:D
Ogólnie to ludzie wyglądali na zdziwionych że taka super impreza wyszła. No rewelacja. W porównaniu do tego co zwykle otrzymuję od innych organizatorów to był kosmos. To jest ściganie, a nie jakieś tam Giga, co to 20km asfaltem, 20km szutrówkami między polami, 10km lasem i może ze 2 km jakiegoś konkretnego singla. Na XC nie ma nudy ani wielkich przestrzeni których organizator nie byłby w stanie obstawić. Nie ma nieznanych kilkukilometrowych zjazdów łąkami, gdzie nie wiesz czy za kolejną kępą nie czeka Cię jakiś Jeb*** rów wyryty ubiegłej nocy przez dziki, albo czy za zakrętem nie leżą jakieś kamienie. Nie ma skrzyżowań, ruchu ulicznego, nie ma również na trasie jak to ktoś napisał na forum CK jadących ZOMBIEE, którzy to przeholowali na początku;D Nie ma skurczów, ani rzek ani stoków narciarskich. XC to jest to!:)


Kategoria Starty


  • DST 73.00km
  • Teren 40.00km
  • Czas 04:25
  • VAVG 16.53km/h
  • VMAX 64.00km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Podjazdy 1880m
  • Sprzęt Unibike Evolution
  • Aktywność Jazda na rowerze

CK Dukla Edycja 7 GIGA

Niedziela, 21 lipca 2013 · dodano: 21.07.2013 | Komentarze 0

Miejsce: 28/34 GM2 13/15 Nr: 73 Michał Moskwa reBike Impulse Team | reBike.pl
GOpen Czas: 04:02:18.027 Strata: 01:16:12.315 Punkty: 411.2956

Dystans 63km.

Start z końca stawki i początkowo nieciekawie. Jednak humor dopisuje to i staram się zabawiać jadącego obok Bogdana. Jedzie mi się tak lekko że postanawiam wyprzedzać i idzie to całkiem fajnie. Gdy co chwilę ktoś utyka w błocie, ja obiegam dwukrotnie po kilka osób!:) hehe co ja robię. Czuje się świetnie, biegnę z zadziwiającą lekkością, a 11,2 kg rower stanowi wspaniałego partnera:)

Znany zjazd do Chyrowej na którym niestety wyprzedza mnie kilku ryzykownych ścigantów i teraz nieznany podjazd na stok narciarski. Również idzie dobrze i ciągle wyprzedzam. Na szczyt z jakąś super dziewczyną ale na zjeździe mi ucieka a ja wkur*** się gdy przez zerwaną wstążkę nie mogę znaleźć wyłożonych gałęziami rowów odwadniających:/ Obawiam się o przednie koło jak i też o mało co nie lecę przez kierownicę. Przekleństw nie ma końca, na dole bufet to se pogadałem z ciulami, jeszcze się pytają czy trasa się podoba.

Korzystam z bufetu ze 2 minuty, napełniam bidon, trochę ciastek, dziewczyny uciekły, jakieś chłopy no to nawijam ile wlezie i znów jestem mile zaskoczony swoją formą.

Teraz znany podjazd na Myscową. Niestety jakiś stromszy się wydał, ale i tak nadal wyprzedzam. Początkowy zjazd terenem z v-maxem 64km/h!! a końcowy zjazd po luźnych kamykach na granicy przyczepności. Przez strumyki na maksa i dalej też ostro aż do asfaltu gdzie trochę odpuszczam.

Dookoła kościółka w Myscowej i stromy podjazd na Polany. Jest 20-ty km trasy no i mojej mega ostrej jazdy, a mając w pamięci czekającą mnie ponowną wizytę na stoku zaczynam odpuszczać. Mijam jakąś dziewczynę z reprezentacji Polski i przypominam sobie że przecież nie wziąłem gumy na starcie;/ Mozolnie odsuwam zamek tylnej kieszonki i wydobywam pastylkę- uff, odrazu ulga, może to i lepiej ze zostawiłem ją sobie na teraz. Później skapnąłem się że robię ten całkiem strony podjazd z blatu;D więc pyk i zrzucam na 1/3. Spokojnie na szczyt, zaczyna się lasek i dochodzę kilku kolesi, a wśród nich Szymek. Najpierw łajam go że wstrzymuje innych, a gdy dojeżdżam próbuję rozweselić ale on wyraźnie zajęty swoim ciężkim oddechem rusza się jak mucha w smole. 2 kolesi odjeżdża więc ruszam za nimi, teraz zjazd łąką i na asfalt. Na dolę jakoś marnie się czuje, ale widzę że Szymek nie dojeżdża więc ogień za kolesiami przede mną, w końcu teraz trochę asfaltu i pod wiatr, no i odpoczywam sobie za nimi jadąc w tempie ok 25km/h. Teraz 2 odskoki w lewo na małe górki w lesie gdzie już przed pierwszą wyprzedzam wszystkich, trochę szarpię z blata i zrzucam chyba na 1/1 nawet, całkiem stromo. Na drugim lasku bufet na 27km gdzie jedynie biorę banana i kubek wody, do następnego bufetu tylko 6 km to nie będę napełniał bidonu przed podjazdem na stok, zwłaszcza że zostało mi jakieś 1/4 bidonu. Zjazd na asfalt i przed Chyrową w prawo terenem najeżonym strumykami, chyba 6 z czego 2 wymagały zwolnienia i lekkiej wspinaczki bezpośrednio za nimi. Fatalny tutaj był odcinek po luźnych kamykach... jedzie się praktycznie bez przyczepności a opony jeno podskakują, dalej również trudno bo sporo błotka i strumyk płynął obok do którego można było wpaść. Tak dojeżdżam do zjazdu z pierwszej górki, pod cerkwią w Chyrowej na asfalcie już jedynie odpoczywam za jakimś carbonem jadącym mega;P

wyjazd na główną drogę i za wcześnie skręcam w lewo.... uuuu, staje na pochyłym mostku do czyjegoś domu i odczuwam ból mięśnia lewej nogi sygnalizujący zbliżający się skurcz. Zjeżdżam na drogę, rozmasowuję udo i tym razem w lewo na właściwy podjazd na stok. Tym razem wyjątkowo ciężko, początkowo jacyś turyści z plecakami idą z góry i ustępują mi miejsca to przecież nie będę konał przed nimi. Zaciskam zęby i buch buch w pedała z blatu pokazuję jak niesamowite jest MTB. Gdy znikają za zakrętem, zrzucam na młynek... no i staję łapiąc oddech;D Dalej na 1/1 pod górę, i tak na szczyt chwilę prowadząc chwilę na najniższych przełożeniach. Jestem pewien, że drugi podjazd na stok zajął mi 2 razy więcej czasu niż pierwszy;D no ale jakoś nie przejmowałem się narastającym zmęczeniem, wiedziałem że zaraz włączy się drugi oddech i znów będzie jechało się lepiej. Na szczycie stoku "pierdole" nie jadę!! Pierwszy rów z gałęziami jeszcze zgodnie z trasą, ale gdy zobaczyłem jak bardzo gałęzie są wygniecione i jak wpadam przednim kołem postanawiam zjechać na krechę. Pamiętałem jeszcze 2 poprzeczne rowy, i tak też było, zwalniam przed każdym, koło w górę i bez problemu. Dojeżdżam do trasy i ostatni zawijas na stoku robię już z trasą, ale tak mi coś strzeliło że byłem pewny że albo to sztyca albo rama;( Na bufecie Ci sami zachwyceni trasą, a ja odwracam rower i szukam pęknięcia. Wygląda że wszystko jest całe, więc biorę głęboki wdech- ale ulga. Napełniam bidon, mandarynkę czy co to było, ale strasznie zostawało w zębach- fuu, banana i jazda. Ruszam ostro, ale na asfalcie bez mocy, ledwo 19km/h. Po chwili się otrząsam i w terenowy podjazd na Myscową już na 2/5, jednak szybko spuszczam z tonu i na 1/3 mozolnie wydrapuję się na szczyt. Na szczycie tym razem ostrożniej po kamykach, a na wypłaszczeniu i strumykach już jazda na całego. No niewiarygodnie, nierówności, pod wiatr, 40km w nogach, a ja blat ośka - hurra:D 40stką to jest jazda. Na asfalcie pod kościółkiem zwalniam i szukam skrótu trasy. Podjazd na Polany sprawnie, i tak aż do asfaltu w stronę Chyrowej. Tym razem nie ma się za kim schować i idzie to bardzo kijowo, jak to mówią w teamie. Teraz 2 laski po lewej stronie drogi i odczuwam że zaczyna się skurcz w lewej nadwyrężonej nodze. Stoję ze 2-3 minuty i masuję. Gdy mam pewność że już na pewno się uspokaja wyprowadzam rower na szczyt i startuję. Widzę jakiegoś kolesia przed sobą, przed bufetem na 52 km podaję mu skuwacz i spinkę. Na bufecie polewam wodą kasetę, 3 kubki wody nalewam do bidonu, kawałek banana i miły młody strażak wylewa mi na korbę jakiś fajny oleik hmmm, tego było potrzeba spracowanemu łańcuchowi- jazda stała się znacznie bardziej efektywna. No i do Chyrowej asfaltem całkiem mocno, tutaj chciałem pojechać na wprost- omijając strumyki i szybciej dostać się do Iwlii, ale strażak miał groźną minę więc wzdycham i nura w teren. Luźne kamyki, strumyki, błoto i znów strumyki. Jedzie się super, Przed główną drogę 2 bociany przy drodze wzbijają się na mój widok- zrobiły na mnie wrażenie. Na głównej jazda na maksa ponad 40km/h ciągle mocno dokręcając i kuląc się. Gdzieś przed Iwlą widać już banery i strzałki w teren w prawo. Odpuszczam jakieś 300m wcześniej, na asfalcie napis "podjazd 2,5km". Teraz słabo idzie i grozi mi skurcz. Powoleńku w górę aż czuję że muszę stanąć. Tak więc znów postój na 2-3 minuty i powoli podjeżdżam. Z nogą nie jest za wesoło więc prowadzę. Gdy się wypłaszacza postanawiam ostrzej pojechać więc blat, mijam bufet nic nie biorąc,a pan ze Żbików krzyczy że jeszcze 1 km podjazdu. No to super, powoli wyjeżdżam, ale tam gdzie strumyki robią syfskie błoto przeskakuję. Dalej sam szczyt zdobywam jadąc:) no brawo. Zjazd gładki, z niewielkimi korzeniami i łagodnymi zawijasami. Rozjazd, ale chyba ktoś rozdarł taśmę, bo obie drogi są oznaczone:| jadę na wprost, ale coś mi nie daje spokoju i odrazu staję. Wjeżdżam w prawo i widać dalsze wstążki więc uff. Dalej fajne zjazdy z kilkoma pionowymi i tak do asfaltu, gdzie nawalam ponad 40 do mety. Udało się, jeszcze w mieście łydka 2 razy zapiekła, ale obyło się bez ataku:) Czuje żem ujechał niezłego high scora i rzeczywiście:)
Drużynowo też wileki sukces bo Zdobyliśmy aż ponad 1200 punktów i 13 miejsce!!! Wspaniała jazda to i wspaniały maraton:) Pewnie w Polańczyku też by mi poszło tak super. Do końca 3 edycje i we wszystkich pasuje wziąć udział by zmazać marne nieco ponad 300 punktów ze Strzyżowa.


Kategoria Starty


  • DST 20.00km
  • Teren 8.00km
  • Czas 01:20
  • VAVG 15.00km/h
  • VMAX 50.00km/h
  • Temperatura 27.0°C
  • Podjazdy 300m
  • Sprzęt Unibike Evolution
  • Aktywność Jazda na rowerze

CK Polańczyk Edycja 5 GIGA DNF:(

Niedziela, 23 czerwca 2013 · dodano: 23.06.2013 | Komentarze 0

Na miejscu okazuje się że w tych stronach przeszły ulewne deszcze, więc zakładam prowadzącą na przód IRC. Start jadąc równo swoje ciągle przebijam się do przodu, po wjeździe w teren zrobił się masakryczny korek. Stoimy w miejscu ze 2 minuty? z 4 przesuwamy się powoluteńku na przód? porażka, co za amatorszczyzna w wyznaczeniu trasy. Kilku bardziej myślących przedziera się przez krzaki na łąkę i nią omija wszystkie "uwięzione w potrzasku owieczki". Akurat w tym miejscu gdzie byłem ściana była zbyt stroma by dołączyć do skubańców. Dużo błota, zjazdy masakryczne, ale gdy przednia IRC gwarantuje minimum przyczepności lekko popuszczam hamulce, nieraz balansując jak na linii, wiele osób naokoło prowadzi rowery a ja delikatnie podjeżdżam. W miejscu gdzie wszyscy prowadzą ścieżką idącą zakolem- gdzie nie dość że spokojnie dało się podjechać, to nawet podłoże wydawało się ubite, no i ciągle gęsiego. Ja postanawiam to pierdolic!! i wspinam się na skróty !! Ścinam ten cholerny łuk, bo i po co mam iść gęsiego za resztą, kiedy chciałem to jechać. No i pojawiają się głosy że się na mnie poskarżą, że oszukuje, i w ogóle że mnie zdyskwalifikują. Trochę żartuje do znajomych, ale przezornie zakrywam ręką numer przed wściekłym wzrokiem miej pomysłowych. Wyścig to wyścig- jeśli się da ściąć, to po co mam iść ścieżką naokoło?:| Dalej 3 strumyki, w 1 strasznie zimna woda, a w następnych jakby cieplej. Czuje że w bucie mam muł:/ no nie- znowu wytrę zapiętki, skarpetki itp. Gdy zaczyna się śródpolna droga przed Berezką, na całej długości drogi jest "RÓW" z wodą:/ no to ja środkiem. Wpadłem przednim kołem, ale kręce by się wydostac, w tym momęcie wpadam tylnim kołem i słysze głośny trzask pod tyłkiem. Staje, opieram się ręką o siodełko, a sztyca porusza się w przód i tył:/ No to koniec, pęknięcie w poprzek tuż nad zaciskiem. Ostrzegam znajomych by nie jechali środkiem, a kto wpadł nawet na 29 calach to ledwo zdołał się wydostać. Część osób chyba znało trasę bo przed tym rowem akurat wychodzili na łąkę i nią zjeżdżali. Powoli zsuwam się do Berezki i tam asfaltem przez Myczków docieram do Polańczyka.
No i pozostało rozmyślać co by było- gdyby... Jechało mi się niesamowicie, nikt mnie nie wyprzedził, natomiast ja mijałem seryjnie. Więc sytuacja zupełnie odwrotna niż do tej w Strzyżowie. Tam błoto paraliżowało i zalepiało bieżnik, natomiast tutaj przyczyniało się do produkcji adrenaliny, a częste kałuże oczyszczały koła. To mógł być mój najlepszy wynik:/



i jak tu nie znienawidzić MTB:(



Kategoria Starty


  • DST 73.00km
  • Teren 50.00km
  • Czas 05:56
  • VAVG 12.30km/h
  • VMAX 69.00km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • Podjazdy 2640m
  • Sprzęt Unibike Evolution
  • Aktywność Jazda na rowerze

CK Strzyżów Edycja 4 GIGA

Sobota, 8 czerwca 2013 · dodano: 08.06.2013 | Komentarze 1

Byle do mety przez zachodem słońca :D
Miejsce: 28/28 GM2 8 Nr: 73 Michał Moskwa reBike Impulse Team | reBike.pl
GOpen Czas: 06:54:52.524 Strata: 03:07:05.646 Punkty: 329.4213

Przewyższenie mnie dobiło nie ma co... ale czy napewno?? może to przez jeb*** jary i wąwozy- z... i do... Herbów.
Start z 3 sektora w niezbyt miłym towarzystwie starszego pana z JSC- huj mu w dupe. Taki to przejedzie po mnie i nie przeprosi. Dziurawą dętkę takiemu podać i siki zamiast wody w bidonie. Na początku super przyjemnie się jedzie i nawet chciałem się pościgać, ale co ludzie mają siły to masakra. Podjazd asfaltem całkiem sprawnie, ale gdy zaczyna się teren i straszne błotsko zaczyna mnie wyprzedzać kilka osób, później znajomi... z zadziwiającą prędkością, jedynie kilka słów udaje się zamienić.

Do asfaltu na Wysoką mimo to ok, dalej polami też nieźle, aż zaczął się podjazd asfaltem z Oparówki. Czuje się dobrze, wszystko hula, przyśpieszam i nagle- jakby tu użyć fachowej terminologi mechanicznej- falowanie obrotów na wciśniętym gazie. Myślę sobie spoko. Do Herbów mam dojechać zrelaksowany, więc na luzie wjeżdżam w las, tam w prawo i podejście... bardzo kiepsko, boli mnie głowa i marnie z siłami. Niskie ciśnienie, duszno, wysokość npm. kiepski sen najeżony koszmarami- rybą z przebitą hakiem głową, i.... aaaa. Wciągam jedynego Enervita- a miał być na drugą pętle:/ Jakby tego było mało spotykam znajomych którzy również padają. Na początku się dosiadam, żartujemy o ognisku i jakim to super skrócie znam, ale szybko staram się nakłonić do jazdy. Oczywiście żałowałem że nie miałem przy sobie lodówki z Tigerami albo innymi takimi shitami, ale i hostessami z wodą Essenti też byśmy nie pogardzili. Teraz zjazd lasem do Kozłówka. Sucho... widzę przed sobą jakiegoś kolesia który zbiega, co jest? Podjeżdżam i z całej siły hamulce. Zjazd w pewnym momencie robił się masakrycznie mokry, ostrzegam ludzi za mną by nawet nie próbowali zjeżdżać i z trudem zbiegam. Gdybym miał narty to bez problemu można by zjechać, ale beznadziejne Shimano SD75 ledwo do jazdy rowerem się nadają. W Kozłówku za szlaban, między polami i podjazd asfaltem na niebieski szlak i bufet. Idealnie, w bidonie robi się pusto, a własnego banana dawno zjadłem. Super towarzystwo na bufecie i z nadzieją ruszam na rezerwat... rowerem kolegi;D Trochę śmiania gdy się nie skapnął o co biega no i dalej już jadę swoim. Z przeciwka już jedzie czołówka, albo i nawet nie to- zaścianek czołówki- świetnym tempem. W rezerwacie powoli, większość na młynku. Pierwszy stromy zjazd odpuszczam, ale później już wszystko z koła.

Zjazd z Herbów zły trudny, a mi lewy hampel dochodzi do kierownicy, kurcze, próbuje zahamować jedynie przodem, ale to tylko spowalnia, a nie hamuje.

Na zdjęciu widać całkiem wciśniętą lewą klamkę.
Ostrożny zjazd wąwozem pełnym błota, punkt pomiaru i podejście równoległym wąwozem do poprzedniego. Ale lipa.... :( ale żal :( no co to ma być?? Skoro amatorskie zawody to ludzie nie przyjeżdżają na nie by wypluć z siebie flaki na kilku-km podejściu, tylko by cieszyć się jazdą. Najpierw idę lewym torem, robi się coraz węziej, skacze na prawy, mozolnie się wspinam, ale robi się na tyle ślisko że z trudem utrzymuje się na nogach, a mój rower jakby ważył ponad 20kg:( Skacze znów na lewo i do bani. Ostatecznie wychodzę z tej paryji i idę między krzakami. Co chwila postoje, cukierki i picie. Tempo 2km/h, a to z 3-4km pewnie trzeba do góry. Tak się wleczemy, że wysypując błoto z buta, mam jeszcze czas pożyczyć imbusa... dwukrotnie, aż w końcu go ofiarowałem. Teraz oprócz myśli o stylu, w jakim zrezygnować z zawodów myślę, co zrobię gdy zaliczę glebę i będę musiał dokręcić stery. Na wypłaszczeniu ciągle 1/1 i duuuużo z buta. Gdy zaczęła się droga pod bufet od razu jechało się rewelacyjnie. Na bufecie tankowanie do pełna, gdyż zamierzałem objechać na 1 bidonie całą pętlę. Gdy dojeżdżam do rozjazdu na giga, okazuje się że trasa jest właśnie zamykana i rzutem pod taśmę prześlizguję się na GIGA:) Dzięki Hubert!:) Do tej pory nie miałem problemu z limitem, a tutaj takie coś... ojj nieciekawie. Humor się poprawił, warunki w lesie też super więc jedzie się ekstra i tak do ponownego podjazdu asfaltem, tam tylko 1/3, chwila wypłaszczenia to blat, ale pod bufet to znów na 1/3. Chwytam banana i jadę 2-gi raz na Herby. Zaczyna się las to i młynek, mozolnie miedzy kamykami i podpierając się w przypadku korzeni. Wszystkie ścianki bez problemu, a przedni hamulec już nic nie łapie... przez co mam problemy na zjeździe wąwozem. Pomiar czasu no i cholerne podejście.... ehh. Tyram razem dreptam środkowym rowem. Gdy kończy się wąwóz, to dalej przez las również prowadzę. Podjeżdża crosoviec i pyta czy wszystko dobrze i czy chcę ukończyć. Kusi rezygnacją... może gdyby mnie łapały skurcze, ale ja tylko miałem mało sił. Więc nie rezygnuję. Na bufecie narada z Anią i Hubertem. Moja średnia to 11 km/h a do mety ponad 25km więc jeszcze z 2 godziny minimum mi to zejdzie. Decyduje się jechać. Kolej na 3 korony, czyli: Czarnówka, Spalona Góra i Łysa Góra. Mimo że wykres na kierownicy wskazuje na duże stromizny nie jest tak źle... i większość czasu podjeżdżam. Ze mną natomiast źle, ale mam motywacje żeby jechać, gdyż za mną kłady zamykające trasę. Co pewien czas podjeżdżają kusząc leżanką i perspektywą szybszego powrotu. Nagle moim oczom ukazuje się najmilszy widok jaki mogłem sobie w tym momencie wymarzyć- kudłate giry innego zawodnika;D hehe. Chyba drugą koronę pokonujemy wspólnie, ale na jednym z większych zjazdów szybko mu uciekam. Za koroną znów zjazd błotnistym wąwozem... w pewnym momencie zbytnio się rozpędzam i samym tyłem nie daje się hamować. Adrenalina znacznie wzrasta na kamienistym fragmencie... szczególnie gdy przede mną pojawił się zakopany ciągnik oparty o drzewooooo, o masakra. Gdy dojeżdżam okazuje się, że się zmieszczę. Gościu cofa, ja krzyczę, on nie słyszy... Na moje szczęście utknął na dobre i dzięki temu przeżyłem. Teraz postój u poszukiwanie patyczka, by wydłubać błoto które zakryło całkowicie golenie amora i okrzesać opony z jakichś 3-ech kg błota. Dalej spoko lasem i na asfalt w Rzepniku. Tam podjazd..... strasznie długiiiii, początek z blata ale potem ciągle 1/3. Na szczycie w fajny teren w lewo. Gdy zobaczyłem odwiert po prawej wiedziałem że Węglówka już bliziutko i nawalam blat ośka przez las lekko w dół. Tutaj gdzieś był bufet Rommera, ale nie kojarzę za bardzo tego miejsca. Godnym uwagi jest tutaj chyba tylko to ze wpadłem do rowu... nawet nie pamiętam co wtedy robiłem, chyba wyciągałem chusteczkę z kieszonki koszulki. Asfalt w Węglówce i nareszcie szutrowy podjazd na Bonarówkę. Jest godzina 17.00:/ ajj mi zeszło, zawsze niebieski szlak zajmował mi kupę czasu. Podjazd zupełnie jakby nie było Herbów, znów miałem wrażenie że żyję i mogę normalnie jechać. Pod krzyżem na Bonarówce jest mój bidon z Oshee co wielce mnie ucieszyło, gdyż miałem dość pseudo izotonika który był dziś serwowany. Asfalt lasem i łańcuch potwornie skrzeczy. blat/4 i ok 25km/h z chwilowymi spadkami. Jazda pod wiatr i byle dojechać do leśnego singla. Dojeżdża kład i pyta czy zamykam stawkę, mam ochotę pokazać mu faka, ale przytakuje. Wyprzedza a ja próbuje złapać się w tunel, ale szybko mi ucieka. Teraz singiel który jadę sprawnie... na ile sprawnie można go zrobić z jednym hamulcem, przy ostrym w lewo na granicy przyczepności. Teraz na stojąco gaz i w prawo na szutrówkę. Ależ przyjemnie się zjeżdża, rower płynie a podniesiona REBA sprawia niesamowitą frajdę. Teraz łąką i równie wspaniale, doganiam kolesia z mega i po chwili czuje że zaczynają się skurcze. Przede mną ostatni podjazd i Strzyżów. Kręce powoli próbując wybadać jak zaawansowane są to symptomy skurczu i na ile mogę sobie pozwolić. Postój, ekspresowe rozmasowanie, oklepywanie, wstrząsane i klapsy w uda z całej siły. Do podjazdu dojeżdżam i od razu z buta- nawet nie próbuję jechać. Znów ten głupi kład, pyta kolesia którego wyprzedziłem czy dokończymy... potem prosi go żeby mu ustąpił, ja też schodzę na bok. Wyprzedza go, i się zatrzymuje coś gada do niego. Ja się oglądam i włażę w pokrzywy... no zajebiście. Znów powadzę środkiem i w końcu mnie wyprzedza, Za 100m stoi, cofa 50m i gaz w deche o mało co obsypując mnie błotem. No co za głupi ciul, nie dość że zryckał ziemie to zostawił smród spalin w wąwozie którym podchodzimy. Gdy kończą się chaszcze, pedałuje i łapie mnie skurcz prawego uda. Schodzę, prostuje a tu masz, jednoczesny skurcz prostownika i zginacza, stoję i jęczę, to prostując to zginając... przegrywam, kładę się i cierpię czekając aż przejdzie. Gdy z 4-głowym ok, robię rozciągnięcia, profilaktycznie drugą nogę też chwytam palców stopy. Chwile leże i sprawdzam czy ok no i jazda. Asfalt, szybki zjazd i na kładkę. Pod garażami mijam gościa i wpadam na metę a tam już dekoracja GM2.
No i cóż. Być może to mój ostatni start na giga, być może znów spróbuje na następnych zawodach w Polańczyku- ale już jedynie gdy będzie sucho:)
Pozdrower:)


Kategoria Starty


  • DST 62.00km
  • Teren 12.00km
  • Czas 03:25
  • VAVG 18.15km/h
  • VMAX 63.00km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Sprzęt Unibike Evolution
  • Aktywność Jazda na rowerze

Akademickie Mistrzostwa Podkarpacia w Kielnarowej

Poniedziałek, 20 maja 2013 · dodano: 21.05.2013 | Komentarze 0

Po raz drugi i ostatni. Jazda na luzie i w ramach treningu, bo i tak Mistrzostwa Polski już się odbyły i jaka to różnica który będę. Wyjazd z Racławówki i powrót. 10 pętli po znanej trasie jednak zamiast mostkiem przez paryję, to trzeba było skakać... a po każdym okrążeniu, za zjazdem coraz trudniej było mi się zmieścić w miarę płytki przejazd... a jazda wzdłuż urwiska w ogóle... jakbym jechał po linie- w każdej chwili myślałem że spadnę pod mostek. 2 okrążenia przed startem i masakra, trasa zaorana, usiana kretówkami, pokrzywami i w ogóle... jazda przez łąkę którą przed zawodami przejechał jedynie traktor i może kilka osób tamtędy przeszło. Jeszcze przed asfaltem kładą kostkę i trzeba jechać przez wysypany na drogę żwir i piach xD o żal... jak to mawiały poznawane przeze mnie ongiś nastolatki. Ale żeby nie było że nie jestem na czasie to pasuje to określić olewającym powiedzonkiem "oj tam":p
Po emocjonującej porażce Eweliny i podawaniu bidonu czas na menżczyzn.
Na starcie przezornie ustawiłem się za Łukaszem... mając nadzieję objechać go na asfalcie podczas 2 lub 3 okrążenia. Ale już na pierwszym podjeździe, niby standardowo byłem w połowie stawki to jednak Łukasz mocno powiosłował, przed lasem jeszcze mijam jakiegoś kolarza, ale już przez las muszę jechać za jakimś rowerzystą:/ bawełniana koszulka i makrokeszowy full, a do tego tumany kurzu wzbijające się spod jego tylnego blokowanego koła na leśnym singlu nie wróżyły niczego dobrego. Zjazd to jakaś masakra, wszyscy uciekli, a ja wyprzedzam kolesia dopiero za podjazdem od mostku. Doganiam przed łąką kogoś z przodu ale Łukasza już nie ma. Zobaczyłem go dopiero na asfalcie, gdy ja wchodziłem w zawijasy na parkingu, a on już z nich wyjeżdżał... i to bardzo mocno. 2-gie okrążenie najmocniej, ale nie zbliżyłem się do niego. 3 to już porażka- głównie dlatego że zaczęły się duble. 3-ójka liderów jadących koło w koło (m. in. Biesiadecki) spowodowało że znacznie musiałem zjechać w trawska po pas, i tak co chwila, gdy tylko słyszałem jakieś krzyki za sobą, to wiadome było że zbliżają się trenujący pro. W sumie już żadnego okrążenia nie pojechałem tak dobrze. Jak na początku podjazd za mostkiem robiłem na 2/5 tak później coraz niższe przełożenia, aż doszło do tego że przez łąkę jechałem na 2/2 co oznaczało prędkość ok 10km/h. Chyba na 6 okrążeniu podjazd asfaltem wyprzedził mnie Bartek J, jak usiadłem mu na kole to pokonałem podjazd bardzo sprawnie. Pomyślałem sobie tylko- czy nie mogę takim tempem całego wyścigu?? na zjeździe do lasu już stopniowo powiększał przewagę. Do techniki trzeba mieć talent. Od 7 okrążenia zaczął naciskać mnie jakiś total amator w bawełnianym koszulku na jakimś przeciętnym rowerze. Jechał spoko, a ja go tylko kontrolowałem kącikiem oka. Przed lasem puszczam przed siebie Kamila K. i dzięki temu zobaczyłem jak ogromna różnica jest między kołami 26 a 29;/ Moje koło na schodkowatym zjeździe - całe zanurza się w nierówność, wyskakuje z niej i tak w kolejną i kolejną:( a on tylko śmignął po tym wszystkim ze 4 razy szybciej;( Na podjeździe 8 okrążenia wyrzucam bidon. Gdy na podjeździe 9 okrążenia "amator" zaczął naciskać odpowiedziałem i uspokoił się, na 10 ostatnim kółku na parkingu zrzucam dętkę i daje z siebie wszystko, urywam kolesia na jakieś 10 metrów i na zjeździe koleś wydaje się zrezygnowany. Na łące w połowie ostatniego kółka gościu 5 metrów za mną. Wyjeżdżam na asfalt i spoko... tak myślałem, on lekko przyśpieszył więc ja też nieco, w zakręcie w lewo na parking nieco go blokuję, zostaje jeszcze zakręt w prawo i meta, który biorę po wewnętrznej a ten bierze się za objeżdżanie mnie, ja przyśpieszam , myślałem że już mu ocieknę, a ten jeszcze dołożył... mnie odcina i na 10 metrów przed metą nie mam szans go utrzymać:/

Dystans Giga przejadę swoim tempem spokojnie. Nawet mając na liczniku 60km, podjazdy biorę na stojąco i w ogóle dobrze się bawię. Tu taka pierdułka, a tempo jazdy wykończające, miejsce kiepskie, ogromne zmęczenie i ogólne niezadowolenie z jazdy. No ale nic- fajnie było;) Może za rok wpadnę pokibicować :)


Kategoria Starty


  • DST 88.00km
  • Teren 40.00km
  • Czas 04:56
  • VAVG 17.84km/h
  • VMAX 56.00km/h
  • Temperatura 11.0°C
  • Podjazdy 1650m
  • Sprzęt Unibike Evolution
  • Aktywność Jazda na rowerze

CK Wojnicz Edycja 2 GIGA

Niedziela, 12 maja 2013 · dodano: 12.05.2013 | Komentarze 1

Miejsce: 32 GM2 8 Nr: 73 Michał Moskwa reBike Impulse Team | reBike.pl GOpen Czas: 05:11:18.212 Strata: 01:34:11.658 Punkty: 418.4519

Mój Giga chrzest bojowy, zdany wg mnie na 5. O wszystkim pamiętałem, a zdobyte doświadczenie pomogło mi komfortowo pokonać ten spory dystans.



Kategoria Starty


  • DST 67.00km
  • Teren 20.00km
  • Czas 02:57
  • VAVG 22.71km/h
  • VMAX 58.00km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • Podjazdy 600m
  • Sprzęt Trek
  • Aktywność Jazda na rowerze

II Łańcucki Maraton MTB

Piątek, 3 maja 2013 · dodano: 03.05.2013 | Komentarze 0

Trasa miała 43km i pokonałem ją ze średnią 21km/h. Czas jakieś 2:10 min?
Z Łańcuta powrót do Rzeszowa rowerem przez Kraczkową z Koną, Tompim i Grześkiem

Lp. Imię Nazwisko KLUB / MIASTO CZAS Kat.
1. Lary ZĘBATKA Millenium Hall Piaseco TEAM 1.27,41 M-C
2. Marcin KOSTERKIEWICZ ESSENTIA VITAE MTB 1.28,56 M-C
3. Andrzej ULMAN PSK PRZEWORSK 1.30,56 M-B
4. Krzysztof GAJDA JEDLICZE TEAM 1.31,35 M-B
5. Sławomir SKÓRA JEDLICZE TEAM 1.32,24 M-B
6. Tomasz BIESIADECKI RZESZÓW 1.32.50 M-B
7. Marcin RYDEL ESEENTIA VITAE MTB 1.34,02 M-A
8. Piotr WRÓBLEWSKI TROLL TEAM 1.34,03 M-B
9. Łukasz OLEJARZ RKK PRUCHNIK 1.34,20 M-B
10. Mateusz DYDEK RKK BRZOZÓW 1.34.20 M-B
11. Bartosz BĄK RKK MTB RZESZÓW 1.35,15 M-B
12. Mateusz BIELEŃ MILLENIUM HALL PIASECO TEAM 1.35,44 M-B
13. Rafał RYDEL ESSENTIA VITAE 1.35,46 M-C
14. Radosław WASILEWSKI BSK MIÓD KOZACKI BIŁGORAJ 1.36,53 M-B
15. Michał MASŁOWSKI TROLL TEAM 1.37.39 M-B
16. Janusz ŁODEJ MILLENIUM HALL PIASECO TEAM 1.37.51 M-C
17. Artur KUBAJ BSK MIÓD KOZACKI BIŁGORAJ 1.38,32 M-B
18. Michał KORLATOWICZ ESSENTIA WITAE MTB 1.39,07 M-A
19. Mateusz SABATOWSKI PSK PRZEWORSK 1.39,59 M-A
20. Tomasz PIELA TROLL TEAM 1.40,03 M-C
21. Michał WILK SOWASPORT.PL 1.40,14 M-A
22. Krzysztof MICHNO ŁTC ŁAŃCUT 1.40,57 M-B
23. Mateusz MROZEK DĘBICA 1.41,50 M-B
24. Łukasz JANOCHA JEDLICZE TEAM 1.42,41 M-C
25. Marcin ŻURAW PSK PRZEWORSK 1.42,43 M-A
26. Marcin PIEKIEŁEK HELLLMOST 1.43,33 M-C
27. Marek BŁAŻEJ HOFFMAN BIKE RZESZÓW 1.44,10 M-C
28. Krzysztof MAZUR ESSENTIA VITAE MTB 1.44,55 M-A
29. Przemysław ULMAN PSK PRZEWORSK 1.45,00 M-B
30. Zbigniew ZAJĄC BSK MIÓD KOZACKI BIŁGORAJ 1.45,03 M-E
31. Grzegorz BEDRYJ ESSENTIA VITAE MTB 1.46,19 M-B
32. Łukasz KIEŁB PSK PRZEWORSK 1.46,24 M-B
33. Marcin WACŁAWEK TYCZYN 1.46,32 M-C
34. Jakub JEŻ JEDLICZE TEAM 1.47,07 M-A
35. Sławomir MYCEK PEC TARNOBRZEG 1.47,30 M-C
36. Tadeusz MYCEK SPORT SERVIS SANDOMIERZ 1.47,30 M-F
37. Tomasz RUDNICKI RKK OPTEAM MTB RZESZÓW 1.47,33 M-C
38. Bartłomiej JACHIMOWSKI KS STRZYŻÓW MTB TEAM 1.47,35 M-B
39. JAKUB KARCZ CHMIELOWE MŁANY 1.47,40 M-B
40. Bartosz KULASA TROLL TEAM 1.47,45 M-B
41. PAWEŁ KOSIOROWSKI LALUS SQVAT RZESZÓW 1.47,47 M-C
42. Szymon MASŁOWSKI TROLL TEAM 1.48,59 M-A
43. Paweł MICHNA ŁAŃCUT 1.49,32 M-D
44. Jacek MOTYKA PSK PRZEWORSK 1.49,50 M-D
45. Andrzej BURZ RZESZÓW 1.49,57 M-C
46. Marcin SURMA MAXI SPORT MTB TEAM 1.50,02 M-B
47. Rafał KARCZ RZESZÓW 1.50,32 M-C
48. Grzegorz DĄBROWSKI MTB BUTYSPORT.PL 1.50,46 M-C
49. Mariusz BURDZY STALOWA WOLA 1.50,48 M-D
50. Tomasz KWAPIK BSK MIÓD KOZACKI BIŁGORAJ 1.50,57 M-B
51. Stanisław KOZA BSK MIÓD KOZACKI BIŁGORAJ 1.51,35 M-E
52. Filip CHMIELARZ SOWASPORT.PL 1.51,42 M-A
53. Karol MACEK KS STRZYŻÓW MTB TEAM 1.51,53 M-B
54. Maciej KRÓL GRUPA BANKIETOWA 1.52,02 M-C
55. Wojciech ŁANIA PSK PRZEWORSK 1.52,22 M-B
56. Grzegorz BOŻĘK ŁTC ŁAŃCUT-LEŻAJSK 1.53,47 M-D
57. Jan PIZIAK MAXI SPORT MTB TEAM 1.54,50 M-B
58. Andrzej MARTYNOWICZ GLIWICE 1.55,45 M-E
59. Krzysztof DOPART RZESZÓW 1.55,50 M-B
60. Stanisław OWANEK ZARZECZE 1.55,59 M-D
61. Mariusz MOTYKA ŁTC ŁAŃCUT 1.56,13 M-C
62. Łukasz GRATA CHMIELOWE ŁANY 1.56,20
63. Rafał SZYSZKO SOWASPORT.PL 1.56,25
64. Dariusz PETRONIEC STALOWA WOLA 1.56,30
65. Bartosz TAJCHMAN SONINA 1.57,34
66. Jacek KŁECZEK RZESZÓW 1.57,49
67. Piotr ŚLUSARZ RZESZÓW 1.57,56
68. Bogusław ŚWIST RZESZÓW 1.58,51
69. Małgorzata BUDZYŃSKA RKK MTB RZESZÓW 1.59.24
70. Franciszek KOTULA PRZĘDZEL 2.01,28
71. Witold Szkółka NISKO 2.01,34
72. Piotr MAZURKIEWICZ GRUPA BANKIETOWA 2.02,15
73. Urszula BOGACZ KU AZS UNIWERSYTET RZESZOWSKI 2.03,51
74. Jan SERAFIN KRZESZÓW 2.04,25
75. Szczepan SZOBIAK MAXI SPORT MTB TEAM 2.04,44
76. Alkan KRAWIEC PSK PRZEWORSK 2.05,25
77. Łukasz KOCHMAN ŁTC ŁAŃCUT 2.06.13
78. Marcin SOBCZAK MAXI SPORT MTB TEAM 2.07,22
79. Andrzej WYSZYŃSKI ŁAŃCUT 2.07,33
80. ŁUKASZ GERLACH RZESZÓW 2.08.08
81. Waldemar ŁODEJ MIKLLENIUM HALL PIASECO TEAM 2.08.33
82. Patryk CYRAN RZESZÓW 2.09,20
83. Sebastian PIĄTEK STUDZIAN 2.09,26
84. Marcin KOPEC ŁTC ŁAŃCUT 2.09,35
85. Michał MOSKWA REBIKE IMPULSE TEAM 2.10,42
86. Bartosz BOŻEK JEDLICZE TEAM 2.11,19
87. Katarzyna ORDON SPORT SERVIS SANDOMIERZ 2.11,49
88. Krystian STYŚ SKTS HANDZLÓWKA 2.12,04
89. Adrian NIEWIADOMSKI RZESZÓW 2.12,15
90. Marcin RUSZAŁA KS STRZYŻÓW MTB TEAM 2.12,35
91. Piotr KRUPA RZESZÓW 2.12,47
92. Katarzyna MARTYNOWICZ GLIWICE 2.15,27
93. Izabela PYRCZ ESSENTIA VITEA MTB TEAM 2.16,05
94. Edward KURDZIEL ŁTC ŁAŃCUT 2.16,52
95. Ewa RUSZAŁA AZS POLITECHNIKA RZESZOWSKA 2.17,49
96. Grzegorz PYRCZ ESSENTIA VITEA MTB 2.19,38
97. Marcin FLEJSZAR PKTR LELIWA PRZEWORSK 2.19,45
98. Marcin RUPAR RZESZÓW 2.19,50
99. Paweł KOTULA REBIKE IMPULSE TEAM 2.19,58
100. Joanna KŁOSOWICZ REBIKE IMPULSE TEAM 2.20,05
101. Kazimierz KŁOSOWICZ KS STRZYŻÓW MTB 2.22.13
102. Grzegorz KRAWCZYŃSKI RZESZÓW 2.22,30
103. Jerzy SZPUNAR ŁAŃCUT 2.23,12
104. Piotr JAKIEŁA RZESZÓW 2.23,22
105. Wojciech WŁODARCZYK CHRZANÓW 2.23,34
106. Zenon PIELA RZESZÓW 2.27,29
107. Jonasz GIEMZA ŁAŃCUT 2.27,29


Kategoria Starty