Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Mic z miasteczka . Mam przejechane 79995.50 kilometrów w tym 12123.60 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.40 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 475715 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Mic.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Starty

Dystans całkowity:2652.50 km (w terenie 1508.60 km; 56.87%)
Czas w ruchu:165:41
Średnia prędkość:16.01 km/h
Maksymalna prędkość:73.00 km/h
Suma podjazdów:41886 m
Liczba aktywności:53
Średnio na aktywność:50.05 km i 3h 07m
Więcej statystyk
  • DST 46.00km
  • Teren 35.00km
  • Czas 03:01
  • VAVG 15.25km/h
  • VMAX 60.00km/h
  • Temperatura 11.0°C
  • Podjazdy 1271m
  • Sprzęt Made in China
  • Aktywność Jazda na rowerze

CK Przemyśl Edycja 1 Mega

Sobota, 2 maja 2015 · dodano: 02.05.2015 | Komentarze 2

Miejsce: 146/226 MM2 39/46 Czas:03:01:35.233 Strata: +01:11:57.291 Punkty: 241.4980

Z ciągłym lekkim stanem podgorączkowym, kontuzją- prawdopodobnie odrywający się czwórgłowy od kolana no i z dopiero kilkudziesięcioma km w terenie w tym roku, startuję w błotnym maratonie. Ale nawet poszło to super. Ważne że było ciepło i nie padało za mocno, a błoto jak to błoto- przynajmniej nie lepiło za bardzo- no chyba że ktoś nie jechał spływającymi strumieniami :D
Trasa wspaniała z dwóch powodów- baaardzo mało asfaltów, chociaż jak dla mnie to są one wskazane- póki jest asfalt to śmigam 40-stką ile wlezie, a jak zaczyna się trudny teren to zamulam, no i sporo kilku km singli.
Wynik kiepski, a do Michała straciłem aż 40minut!! ale ważne że udało się nie przegrać z żadną dziewczyną i przy tym nieźle bawić.
Ostatnie kilka km bez przedniego hamulca, po oględzinach okazuje się że chyba płyn wyciekł bo klocki ok, a tylny po puszczeniu klamki cofa ją dopiero po chwili- klocki również zostają na tarczy i oddają po sekundzie od zwolnienia klamki :| zaczyna się
Na mecie - koszulka sucha:) jedynie przemokła na białych końcówkach rękawów, ale i jechałem chwilę z podwiniętymi więc to może wtedy.


Na zdjęciu widac- klamka w kierownicy, o i końcówka tak bez przedniego:/


Kategoria Starty


  • DST 40.00km
  • Teren 35.00km
  • Czas 02:14
  • VAVG 17.91km/h
  • VMAX 50.00km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Podjazdy 1100m
  • Sprzęt Unibike Evolution
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

MTB Boguchwała 2014

Niedziela, 14 września 2014 · dodano: 14.09.2014 | Komentarze 4

Miejsce 49/80 Kategoria M2 23/29 Czas: 2:16:55 Strata +36,45min Średnia 18km/h
- czyli wyjątkowo kiepsko :/ ależ ogólny poziom poszybował w górę, ale to obserwuję i na innych zawodach, a już szczególnie po przejrzeniu zdjęć zawodników i ich rowerów z ubiegłorocznych zawodów. Swoją drogą- ciekaw jestem co cwaniaki robią z swoimi wyścigówkami, które po roku czy dwóch nie nadają się już? Wyszły z mody :D

Start z konkretnym celem, by zrealizować ostatni z celów na ten SEZON! - by nie przegrać z żadną dziewczyną- bo między innymi po to trenowałem. Kolejne maratony tego roku jak np:
-kwietniowe MTB DUKLA w Wietrznie, gdzie przegrałem z 2 dziewczynami,
-majowy III Łańcucki Maraton- gdzie chyba z wszystkimi możliwymi,
-po czerwcowe Krosno, gdzie nieco odbiłem się od dna co do klasyfikacji open, to jednak znów 2 dziewczyny przede mną,
-sierpniowy I Ropczycki Maraton MTB się nie liczy, bo i tylko jedna dziewczyna, wprawdzie nie byle jaka, no jednak mało brakło a i z nią bym przegrał,
-w sierpniu zadebiutowałem na Cyklokarpatach 2014 w Sanoku jadąc Mega- porażka totalna,
-na wrześniowych CK w Dukli rywalizacja na GIGA z Panią Krysią- poległem mimo że do 40stego km miałem ją.
Boguchwała więc ostatnią szansą, bo jednak kto przegrywa w klasyfikacji open z dziewczyną, to nawet nie powinien zostać sklasyfikowany.

Poranek spoko, z masażem, jednak kapeć na zmienianym wczoraj na terenowego IRC-a przednim kole sprawia, że zmiana dętki drugą z czynności na dziś. Dętka okazała się na tyle sparciała, że rozlazła się na długości 3 cm. Ależ szczęście- kilka godzin później i było by fatalnie.
Przed maratonem Paweł dał mi jakąś tajemniczą fiolkę, co bym pobił wszystkie dziołchy na trasie, no i coś czuję że częściej trzeba będzie to zażywać, bo nigdy niczyje "powodzenia", nie dało takiego kopa jak to.

Chwilę przed startem. Po starcie cały podjazd z blata, i to był klucz do sukcesu, bo i pierwszy raz podjechałem tutaj z blata, razem z innymi mocnymi. Na szczycie pierwszy bidon i kawałek banana. Zjazd na Grocho ostro, ale co dziwne trasa nie została poprowadzona objazdem po prawej, tylko na wprost, robi się korek, to ja akurat hyc na objazd jak rok temu;) tylko żem se za późno wrócił, ale i tak duuużo zyskałem i co ważne ominąłem błota. Odcinek żółtym zadziwiająco spoko, skakanie przez rzeczkę no i czuje się całkiem świeżo. Delikatnie podjeżdżam, ale oczywiście kurwa korek- co najgorsze nie dlatego że jakoś bardzo stromo, tylko rywale tak się rzucili na trasę, że teraz nawet takie coś to zbyt wiele do podjechania, a jak już jeden schodzi, to lawina postępuje. Na szczęście role opierdalatora przejmuje Włochaty, ku mojej uciesze, mogę podążać/jechać spokojnym tempem w spokoju. Tak byłem skupiony na sobie, żem go nie upilnował, no i ostatecznie nie wiedziałem czy odjechał mi, czy został za mną.

Wyjazd z żółtego na luzie, to i trochę podciągam, jako że teraz zjazd który znam na pamięć, mimo to mija mnie szalony dowhilnowiec w połowie. Pod koniec i ja mijam kogoś więc ogólnie nieźle. Asfalt w Czudcu- pora na odpoczynek. Podjeżdżam już lekko więc trochę tracę.
Czarny szlak męczy, a końcówkę przed lasem z buta. Niewyprucie flaków na najostrzejszym dziś podjeździe owocuje wrzuceniem blatu na szczycie, ludzie mylą drogę, wracam ich, brak oznaczenia na leśnej krzyżówce :( Dalej trasa nie biegnie wąwozem, tylko równoległym, bocznym singlem z którego zawsze korzystam, no więc skoro inni jadą tam, to ja pierwszy raz w życiu podjeżdżam to wąwozem.


Korzystam, gdyż nie ma tam stromizny która jest na początku singla = nie schodzę z blata, mijam downhilowca i na błotku z kiblującymi Łukaszem i Miciem wykładam się:D

Po drugiej wizycie na Grochowicznej pora na zjazd do Czudca, gdzie czerpię wielką radość ze zjazdu- jadę po prostu z luzem w dupie, sprawnie lawirując między dołami/drzewami.
Podjazd Grabieńską tak lekko i sprawnie że aż się dziwię:D opróżniam bidon i mijam kilka osób, a przełożenie 2/5 to norma, na wypłaszczeniu bufet, no pojebało ich, teraz?, ale to dobrze, ludzie korzystają ja ich tylko mijam.

Zjazd w prawo jakoś cienko, coś się dłuży do mostka z bali, na mostku Paweł z Maćkiem.
Na kolejny podjazd byłem nastawiony bardzo optymistycznie, jednak lewa strona lewego kolaja wykazuje oznaki zużycia... znaczy się zmęczenia, nie wiem co tam za ścięgno, ale coś mnie napierdala na maratonach, zaczynam też wyczuwać zbliżające się kurcze, więc odpuszczam ten podjazd kręcą z młynka. Za szlabanem drugi bidon i gryz banana. Na szczyt asfaltem ostrożnie, a z górki dokręcając i odpoczywając. Pętla w Niechobrzu i ostro w teren na ostry zjazd singlem- ależ tam zasuwałem, kolesie na poprzednim podjeździe bardzo mi odjechali, a na dole już byłem za nimi, ostry nawrót w prawo, redukcja do 1/1 i na podjeździe już koło w koło. Trochę ich odpuszczam, łąka, szuter i zjazd po trawie na Leśny Tabor, gdzie przed wstążką zaliczam ostry ślizg, ustałem i ostrożnie w dół, tam jakiś podejrzany bufet, a ja i tak rozpędzony, no to niech się walą- zresztą jakoś nawet nie podawali niczego.
Na strumykach położone deski, jednak i tak jedną nogą podpierając powoli przejeżdżam je. Pora na stromiznę, pomału podchodzę na granicy skurczu, dalszy podjazd z 1/2 delikatnie, tylko kurde zbliża się dziewczyna:/ na szczytowej szutrówce już jej odjeżdżam, jednak słabnę i przed lasem jadę ledwie 20km/h.
OS KAMIKADZE - to ja już go wolałem zagraconego gałęziami- najfajniejszą rzeczą w nim było skakanie po gałęziach i z trudem utrzymywanie roweru- teraz jedzie się jak po szynach, wszystko czyściutkie i równiutkie, oczywiście ładnie zjeżdżam no i dostawia mnie do jakiegoś typka, ależ się kurwa wleczemy - z 15km/h gładkim łatwym zjazdem, no ale jak minę- singiel. Po chwili mija mnie dz:/ a na samej stromiznie pod koniec przepycha się z nim i mija go, po cichu liczę... mam wielką nadzieje że się wypierdoli w bagno na dole, ale ni huja. Teraz krótkie i ujebujące podejście we troje, no ale gdy dosiadam roweru na szczycie, to ona już ponad 100m przede mną, więc kolejny kilometr naginam się by ją dojść. Na podjeździe ona jedzie, ja szybkim krokiem dochodzę ją, na szczycie polną trawiastą drogą już koło w koło, na asfalt w lewo, szybko w prawo (spychając do rowu jakąś jebaną policjantke, bo se pipa stanęła na zewnętrznej zakrętu xD) Zjazd na którym podczas objazdu trasy skakałem wyszukując garbów i ogólnie kapitalnie się bawiąc teraz był udręką, mogłem w sumie mijać, ale tak wlekę ten zjazd starając się jak najbardziej odpocząć i myśląc o moim asie w rękawie (miałem nadzieje że podjeżdżając kolejny podjazd polną drogą, trafi na rynny, a ja ją minę gładkim polem). Na dole w prawo na asfalt i mijam czym prędzej, bo to do niczego niepodobne. Szybko odchodzę i przed podjazdem między stodołami nawet zdążyłem odpocząć i opróżnić bidon. Podjazd polem uprawnym fatalnie, ale odległość bezpieczna.

Przed szczytem Łukasz z Miciem wydają się dobrze bawić, ale kibicować to oni nie umieją.
Na szczycie mija mnie Sławek, a ja go jeszcze wspieram słowami- czuje że ze mną już marnie, a on przecież świetnie przygotowany, no to poleci 40ści w dół.

Ja lecę nieco ponad 30ści, no chyba że spojrzę na licznik, gdy prędkość spada do 21, to zaciskam zęby i ile wlezie, ciągle się oglądam, jest spoko, nic mi nie grozi, nogi w każdej chwili może złapać skurcz, więc nawet nie myślę o gonieniu kolesi przede mną.
Na stadionie jest skurcz lewej łydki, prostuje, kręcę tylko prawą, szybko mija więc jeszcze max przed metą, za metą ręczny i gleba!
Udało się:)

Po maratonie czyszczenie i.... drugie SZCZĘŚCIE na dziś!- jechałem z (prawie całkowicie) niedokręconą przerzutką do haka. Może ze 2 zwoje trzymały, a tak wisiała praktycznie luzem. Co dziwniejsze- mogłem tak jeździć cały rok, albo i 2...:/ Po dokręceniu okazało się- że wcale nie mam wygiętego wózka przerzutki :D Wszystko w jednej linii, krzywiznę powodował naciągający ją łańcuch, odginając przerzutkę od haka:D No to regulacja i uff:)


Kategoria Starty


  • DST 73.00km
  • Teren 50.00km
  • Czas 05:10
  • VAVG 14.13km/h
  • VMAX 60.00km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • Podjazdy 1560m
  • Sprzęt Unibike Evolution
  • Aktywność Jazda na rowerze

CK Dukla Edycja 10 GIGA

Niedziela, 7 września 2014 · dodano: 07.09.2014 | Komentarze 3

Miejsce: 13/13 GM2 13/13 Nr: 73 Michał Moskwa reBike Impulse Team | reBike.pl
GOpen: 45/48 Czas:05:44:37.738 Strata: +02:21:20.606 Punkty: 353.9207

Plan na start prosty- trzymać (i nie puszczać) się koła Pani Krysi, mimo różnicy sektora, szybko udaje mi się jej siąść.
Płaska szutrówka na luzie, dużym luzie, postanawiam kawałek odjechać, gdy mam problemy na brodzie w Iwli to akurat mnie dojeżdża no i tak jedziemy asfaltem.
Podjazd na Halke 695 łatwy, ale że korek to z buta:/ na szczęście jestem bardzo świeży, więc kiedy tylko się daje to jadę z uśmiechem.
Na szczycie zaczyna się błoto, no i tak się ciągnie. Geaxy saguaro nie radzą sobie kompletnie, ciągle uślizgując i obracając mnie.
Mam spore kłopoty, ale przynajmniej jestem świeży. Pani Krysia odjeżdża, a gdy kolejny raz wywala mnie ze ścieżki, między ją a mnie wskakuje kilku kolesi, dystans między nami zwiększa się. Szczytem zjeżdżamy do szutrówki Chyrowa-Myscowa także teraz dobrze mi znany i lubiany odcinek. Cisnę, zjazd na ostro, koła ujeżdżają, ale oponowuje uff, dalej ostro przez kolejne strumyki, po prostej 40km/h, sporo mijam, przed nawrotem do Polan jestem za Panią Krysią. Mozolny podjazd, ale w sumie to staram się odpoczywać, zjazd polami kapitalny, przed końcem całe szczęście ktoś ostrzegał przed niebezpieczną koleiną.

Pani Krysia i jej cień na dziś- ja.

Lubię takie lajtowe zjazdy.

Teraz spory odcinek asfaltem do bufetu na 23km. Obsługa proponuje smarowanie łańcucha! :)
Po nim przyjemna szutrówka pnąca się lekko w górę w stronę granicy i szczytu Baranie 754mnpm. Jest czas na odnowienie znajomości, ale czuję się na tyle dobrze, że mocno przyśpieszam, mijam 4 gości na raz, mnie mija Pawełek, ale nie daje rady go utrzymać, przed Magurskim PN mijam go, jazda granicą taka sobie, coś jak na maratonie w Komańczy, kilka stromizn z buta. Po stromiznach zjazd, co ludzie sobie nie radzą, gładki, niezbyt stromy zjazd, sucho, oni zbiegają :D mijam kilka osób, po chwili mnie mija Pani Krysia chyba z mężem i jeszcze kimś.

Dalej Huta Polańska i asfaltem znów na bufet na 38km, na którym byliśmy poprzednio- ja robię tunel- ponad 40ści na liczniku;)
Jedzenie, tankowanie, smarowanie i ruszam nie czekając na Gomole. Szybko doganiam jakiegoś typka i odpoczywam za nim jakieś 10 sekund. Wyskok i daje mu zmianę 46km/h. Skręt na Olchowiec, czyli znany mi odcinek. Kończy się asfalt i szutrówką on prowadzi, szybko słabnie, wychodzę ja i urywam go.
Bufet na 43km, wylewam wodę z poprzedniego bufetu, napełniam izo, ciastko, banana i drugi do kieszeni.
Szutrówka na Tylawę ciągnie się jedzie łatwo, bo i płasko.
Teraz pamięć mi się urywa...
a już pamiętam, zatrzymuje się na posmarowanie łańcucha, mija Pani Krysia, i zaczyna się potwornie błotny odcinek.
Przeklinam:/
Przenoszę rower, ale to na nic, błotne kałuże po całości.
Wychodzę na łąkę, próbuje jechać, ale nie da się. Rower totalnie oblepiony i znacznie cięższy. Kładę się, wyjmuje błoto palcami, ależ to uwłaczające. Przez ten kilku km odcinek tracę szanse na dobre miejsce, Gomole uciekają, kolejnych dwóch kolesi mija mnie:/
Zaczynam płakać, po kilku minutach siedzenia i czyszczenia podeszw zaczynam jechać, ale to już do niczego nie podobne. Wlekę się.
Pomiar czasu, niezbyt stromy ale kilku km podjazd - dosłownie nudzi mi się, kończy się picie, jedzie się fatalnie.
Po tym cholernym podjeździe zaczyna się czerwony szlak - Beskidzki. Jest to kapitalny singiel po korzeniach i kamieniach, ale w moim stanie jedynie frustruje. Ciągłe zejścia i prowadzenie po śliskich kamieniach. Gdy próbuję je przejechać tylne koło ciągle mi ucieka, nieraz nie mogę ruszyć, uwalam się w jaja. Technicznych sekcji nie ma końca, marzę o wydostaniu się z lasu. Mam dość- jestem ujebany na maksa. Zaczyna się szybki zjazd gładkim wąwozem, gdy robi się pochyły, opony oczywiście nie utrzymują, leże, obdzieram nogę.
Kurwww... w końcu asfalt na Chyrową, ruszam od niechcenia, lekko pod wiatr, mimo to spokojnie przekraczam 40ści uuu miło, no to pochył, chwyt i cisnę 46km/h. Wody tyle co nic, rozglądam się po domach, aby gdzieś na szybko skorzystać z czyjejś studni, szybko docieram do zjazdu na boczną drogą ze strumykami po prawej. Jest wiele gospodarstw, ale żywej duszy, krowy... może wydoić mleka?:/
Pod cerkwią w Chyrowej niespodzianka- jest bufet... napełniam izo, jem banana i oblewam się cały kilkoma kubkami.
Szybko na asfalt i znów gnam 46km/h, teraz ostatni podjazd, nie jakiś straszny, no ale długi i co najgorsze, z błotnymi wąwozami na szczycie.
Marnie to idzie, momentalnie opróżniam bidon, na liczniku 66km, z trudem odliczam na palcach ile jeszcze- 67, 68, 69, 70, 71, 72, no 5 km... ale większość z góry i płaski asfalt. metry nie chcą mijać, ciągłe zerkanie na licznik, no męka na maksa- brakuje sił.
Zjazd, mijam jakąś techniczną kaleke i na asfalcie - 46  bez problemu, mijają ostatnie km, w prawo, mały podjazd już ledwo co, i w sumie odpuszczając zjeżdżam do mety.
Szkoda że pierwsze 40km pojechałem tak ładnie, by na krótkim mega błotnym odcinku zmarnować wszystko:(
To chyba ostatni start w Cyklokarpatach- z taką jazdą to nie ma sensu.




Kategoria Starty


  • DST 39.00km
  • Teren 35.00km
  • Czas 02:58
  • VAVG 13.15km/h
  • VMAX 58.00km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Podjazdy 1000m
  • Sprzęt Unibike Evolution
  • Aktywność Jazda na rowerze

CK Sanok Edycja 9 Mega

Sobota, 23 sierpnia 2014 · dodano: 24.08.2014 | Komentarze 1

Miejsce: 33/35 MM2 33/35 Nr: 73 Michał Moskwa reBike Impulse Team | reBike.pl
MOpen: 128/138  Czas: 04:09:21 Strata: +02:14:46 Punkty: 213.8414

Kolejny najgorszy maraton w życiu, i to już 3-ci taki, w tym roku.
2 lata temu niby ta sama trasa i więcej błota, a jednak mimo braku treningu jakoś sensownie to objechałem i super wspominałem, a teraz jechałem tylko do 6 km, i ostatnich kilka km po płaskim.

Początek po skansenie ok, a na wyjeździe ze skansenu przypomniałem sobie o gumie zawiniętej w kawałek papierowego ręcznika do rąk w kieszonce. Z trudem namacałem i udało się wyjąć, z trudem rozwinąłem rozdzierając mały świstek i zażywam, papierek puszczając między palcami. No i nadjeżdża wielki bulwers, pan jebany czyścioszek co to wyzywa od świń, każe mu spadać a ten jebaniec spycha mnie z trasy, no nieprawdopodobne... ostatecznie odjechał, a ze zdumienia nawet go nie zapamiętałem.
Pierwszy podjazd ok, ale oczywiście tworzy się korek, a w takim tłoku oznacza to spacerek nawet pod małe wzniesienie. Mimo to i tak sporo udaje mi się podjechac, w jednym miejscu odpychając się od drzew jak małpa (a nie świnia) ku uciesze turystów :D
Zbliża się pierwszy szczyt a mi kończą się argumenty na dalszą jazdę na 6 km, siadam na kamieniu, mijają kolejni spacerowicze, Olka i inne dziewczyny. Gdy trochę odsapłem to ruszam (przełożenie 1/1) kolejne wzniesienie w najbardziej widokowym miejscu i znowu spacer, rozjazd Hobby/Mega więc pora na stromy zjazd. Tu akurat jedzie mi się kapitalnie, mało hamowania sporo frajdy, mijam tych którzy odpuścili zjazd, lub ciągle blokowali koło i dojeżdżam do dziewczyn.
Wyjazd na asfalt i mijam kilka osób, a tu nagle bufet? no ja jebie... miało nie być byfetów:/ mocno zwalniam, oglądam, banany, kubki z wodą, no i co teraz? a wezmę kawałek banana i jazda, dopiero wtedy biorę pierwszy łyk z bidonu.
Trasę pamiętam dobrze, więc odpoczywam asfaltem bo teraz podjazd wąwozem...

... nawet to idzie. Dalej kolejne stromizny, ogólnie męka, robi się sporo błota, jakiś gościu urwał łańcuch więc pomagam mu z kuciem.
Dalszej jazdy nie ma co opisywać, bo to jakiś totalny żal, a kręcąc odczuwam kolana, które się blokowały zamiast obracać, zjazd asfaltem - wielka frajda,  tylko że teraz największe podejście na 20-tym km. Jakiś typ urwał przerzutke, sugeruje skrócenie łańcucha, ale nie chce, więc powoli idziemy. Gubię towarzyszy, ale po chwili kładę się na łące. Pocieszają, ale argumentuję potrzebę poleżenia w pełnym słońcu.
Gdy już se poleżałem kilka minut, to powoli idę, kończy się woda w bidonie, no a kurwa skąd mam wiedzieć czy będzie jakiś bufet?? :/
No i litanina przekłeństw mija się z ogromnym żalem żem wystartował, zmarnowana kasa, łańcuch brudny i taka męka.
Gdy zbliżam się do szczytu (do szczytu jeszcze było daleko) leży ktoś zwinięty, no to ja w lekką panike, dre się ze 100m - EEE NIE LEŻYMY, na szczęście się podniósł. Zadeklarowałem się że jeśli nie wstanie to siadam z nim, gdy trochę pogadaliśmy i okazało się że jest w sumie ok to powoli ruszamy. Szybko go gubię i nawet w miarę podjeżdżam.
Teraz trudne zjazdy singlami, gdy błoto to przeklinam na cały las, po każdym postoju z trudem utrzymuje równowagę i nie mogę ruszyć.
Za kolejnym szczytem zjazd do asfaltu a tam bufet... ufff, pytam czy będzie jeszcze jakiś, a oni że nie bo blisko do mety, no koło 28km to było więc ok.
Sam sobie nalewam, zjadam sporo ciastek i owoca, od strony asfaltu dojeżdża Łukach z Giga, mówię mu że nie widziałem nikogo przed nim i tak jedziemy trudny podjazd, z kilometr jechałem z nim, ale na szczycie pojechał ostro a ja się ledwo wtaczałem.
Teraz nareszcie trochę po prostym, zaraz podjazdy i mijają kolejni zawodnicy z GIGA.
Pora na najtrudniejszą technicznie sekcje po kamieniach i korzeniach - szok, a cały niebieski szlak Strzyżowskiego maratonu wysiada, mimo że jechałem to 2 lata temu i rok temu z TMX-em to przebieg trasy przeraża.
Teraz trasa DH, wypas, słabsza niż ostatnio odkryta w Szklarach, nagle jakiś gościu siedzi i ostrzega że uskok, stromo czy coś takiego mówi, pytam się - to teraz? On że tak, spoko zjeżdżam, a po 5 m dopiero była ściana, ledwo wyhamowuje i zbiegam xD
Zjazd do asfaltu i - bufet !!:D:D:D 30sty któryś km.
Pytają się woda czy coś tam, ja zgłupiały, zastanawiam się co oni ode mnie chcą xD skupiam wzrok na bananach, ale coś na nic nie mam ochoty, gdy już ich mijam to wyjmuje bidon, wstrząsam, uznaje że coś tam jeszcze jest mniejsze pół no i przyśpieszam, myśląc że przecież mogłem wziąć ten cholerny kubek zimnej wody. Fajny kawałek asfaltu, gdzie nareszcie mogę się odprężyć i przewietrzyć= 40 km/h po prostej.
Dalej już chyba wzdłuż Sanu, asfalt, łąka, schodki, skansen, asfalt, wzdłuż Sanu, asfalt, spora prędkosc, fajnie się jedzie no i meta jakoś tak jakby bez zmęczenia... ehh:/


Kategoria Starty


  • DST 38.00km
  • Teren 30.00km
  • Czas 02:42
  • VAVG 14.07km/h
  • VMAX 73.00km/h
  • Temperatura 35.0°C
  • Podjazdy 1100m
  • Sprzęt Unibike Evolution
  • Aktywność Jazda na rowerze

I Ropczycki Maraton "MTB Ropczyce 2014"

Niedziela, 10 sierpnia 2014 · dodano: 10.08.2014 | Komentarze 1

Kolejne lokalne zawody które zaliczam rekompensując sobie niebranie udziału w Cyklokarpatach. Trochę się już ich zebrało na sezon- Wietrzno, Łańcut, Krosno, teraz Ropczyce, a może jeszcze będzie Strzyżów i Boguchwała. Oby tak dalej a zupełnie będzie można pożegnac się z Cyklo.
Wykres trasy jakiś taki delikatny, no i zlekceważyłem trasę, dystans, pogodę. Tego nie objadę? Po ubiegłorocznych Giga przecież nic mnie nie zniszczy.

Ależ dostałem nauczkę na całe życie. Pierwsze 6 km a ja jadę przed Kamikadze, z innymi koksami.
Od 6 km do 20 km trasy spadam praktycznie na ostatnie miejsce. Dwukrotnie kładę się na trasie, a jazda po prostej z najniższych przełożeń.

Asfaltowy podjazd? Zaczynam mocniej by po chwili znów ledwo się wlec.

Co do trasy - poza pierwszymi odcinkami wykoszonymi łąkami, było bardzo dobrze:) niemal jak odcinki z mojej trasy XC, tylko wszystko dłuższe, stromsze i znacznie trudniejsze. No i było kilka zjazdów leśnymi serpentynami uuuuuu:)

Na starcie jakiś miejscowy mówił że będą przejazdy przez 2 strumyki... hehe- tylko chyba nie wspomniał że przez te strumyki będziemy przejeżdżać kilkukrotnie, obstawiam że łącznie było ich z 15-20 przejazdów przez strumyki + 1 kałuża którą zaliczyłem ratując się przed upadkiem w zakręcie - wdepłem po osie.
Od 20 km zacząłem jechać bardzo fajnie... wszystkie stromizny wąwozami podjeżdżam, ostre nawroty, śliskie zjazdy kamieniami, wszystko sprawnie.

Zaczynam wyprzedzanie:) mijam kilka osób, ostro skracam trasę depcząc po krzakach bo widziałem między drzewami rywala- udało się, pomału dochodzę go, jedzie 200m przede mną, zbliża się ostry nawrót w lewo, on skręca, skręcam w tym samym czasie, tne trasę po badylach i ... spadam (dosłownie bo był uskok) tuż przed nim, koleś wyraźnie wkurwiony ale nie mówi nic, wyczuwam że zaczyna cisnąc, więc też dokładam, szybko go gubię, zbliża się kolejny rywal i pionowe zjazdy robię za nim, sporo błota, zbliża się stromy podjazd wąwozem i co? On staje obok (wypych) a ja podjeżdżam :) ehh szkoda że miałem bombe od 6 do 20km, jechałem ze znacznie słabszymi gośćmi i po 20km radziłem sobie świetnie, na 27km zostaje resztka wody w bidonie po bufecie na 18tym, na szczęście mili panowie strażacy dolali mi gazowanej Iwoniczanki, humor od razu mi się poprawił i śmiało jechałem dalej bez obawy że braknie piciu.

Gdy zacząłem rozpoznawać trasę znaczyło to że już blisko miasto, jazda polami podczas której zrywam gruszkę- zielona, mała i bez smaku, ale pyszna była:) Już nie przeszkadzały mi żadne wertepy, wykoszone nieużytki, ani super strome zjazdy, przełożenie 2/3 i podjeżdżam po błocie, zjazd asfaltem - 73km/h, przez miasto na maksa, podjazd pod metę 40km/h resztką sił wjazd w bramę i uff:)


Na 8 km chciałem zejść z trasy, przegrzało mnie, bomba zniszczyła mięśnie, wiedziałem że po jakimś czasie będę mógł kontynuować jazdę, tylko że jaki ona ma teraz sens? Okazało się że ma, a w takich maratonach jak ten chodzi o zabawę, i to udało się osiągnąć. Wygrałem
Kamikadze - i jak Ci się jechało młody?
Ja- kiepsko
K - ukończyłeś?
Ja- tak
K - no to trzeba się cieszyć:)


Kategoria Starty


  • DST 93.00km
  • Teren 28.00km
  • Czas 04:45
  • VAVG 19.58km/h
  • VMAX 70.00km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • Sprzęt Unibike Evolution
  • Aktywność Jazda na rowerze

I ZAWODY MTB O PUCHAR PREZYDENTA MIASTA KROSNA

Sobota, 28 czerwca 2014 · dodano: 28.06.2014 | Komentarze 0

DOJAZD + rozgrzewka z Maxi Sportem 28km / teren 4km /czas 1:15
ZAWODY 42km / teren 20km / czas 2:06
POWRÓT 23km / teren 4km / czas 1:24

Mega Open 80/128
Mega M Open 78
MM2 26/37
Strata: 36min





Kategoria Starty


  • DST 113.00km
  • Teren 45.00km
  • Czas 05:36
  • VAVG 20.18km/h
  • VMAX 58.00km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Sprzęt Unibike Evolution
  • Aktywność Jazda na rowerze

III Łańcucki Maraton Rowerowy, kolejny najgorszy w życiu

Niedziela, 11 maja 2014 · dodano: 11.05.2014 | Komentarze 0

Rano tak zimno że w razie czego wziąłem do plecaka kominiarkę, a po drodze żałowałem że i ocieplaczy na spd nie założyłem. W Rzeszowie już gorąco i rozbieram się na krótko. Od Słociny w grupie jedzie się super, rower świetnie przyśpiesza, bez trudu przekracza 30km/h, ten szum Geaxa bezcenny, bujanie Reby, no i te kapitalne manetki obrotowe srama- każda zmiana biegów to rozkosz, a cała jazda to sama frajda... nie to co ta paździerz na szosie.

Maraton porażka, brak wstążek na trasie, niektóre skrzyżowania nieobstawione no i pomyłki trasy, kurwa no- 3 edycja praktycznie tą samą trasą i taka hujnia.
Start z samego końca... ostro wystartowałem by przebić się do przodu... krótki sprint po to, by przystawiło- runda honorowa po mieście pff, no i karambol w czubie, głośny metaliczny huk i mimo że przed sobą miałem sporo miejsca zacząłem lekko hamować, patrze na peleton a ludzie kładą się jak domek z kart... uff przez pierwsze pola ok, ale na podjazdach kiepsko, jednak i tak jestem wysoko, zaczyna się podjazd wąwozem i co jest, dochodzą mnie dziewczyny:| podpieram, mijają mnie, na asfalcie jeszcze im uciekam i podjazdy jadę mocno, po chwili znów mnie dojeżdżają, fajnie się nawet z nimi idzie, choć jestem przerażony ich dyspozycją... no i zaczyna się- pomylona trasa, pierwsze zwątpienie, ale o dziwo zaczyna mi się jechać kapitalnie. Spory odcinek trasy, a ja nie schodzę poniżej 7 biegu- baa, nawet nie przestaję pedałować, ciągły gaz..... Sprawdzam średnią - 22km/h no to super:) Prowadzę szutrową drogą, przede mną ostro w prawo do lasu... a drogą z przeciwka jedzie grupka ok 10 zawodników... skręcają przede mną do lasu a ja się zastanawiam co to ku było:/ !!!! ale porażka. Huje na pewno skrócili trasę. Podjazd lasem i zaczynam tracić, wszyscy mi odjeżdżają a mnie łapią skurcze.  Nastawiłem się że bufet na 17 km... miałem tylko wziąć kubek i kawałek banana, ale bufetu nie ma, na szczęście oszczędzałem wodę, no i tak mi jej brakło, głodny, zdołowany łapie skurcze i doła, wszyscy mi odjeżdżają  na 25 km, bufet dopiero na 27, mija mnie Pan W. Łodej i to mnie zabija... czekam na Marka i razem kończymy ten hujowy wyścig.

Dystans 51km (znajomi mieli na licznikach od 48 do 53)
Czas 2:59 min

Niestety ale za 20zł wpisowego nie da się zrobić maratonu... maratonów w ogóle nie ma sensu robić... suki z każdej budy w gminie, no i jak to wygląda... stoją tacy i te suki przy trasie, mnóstwo strażaków, jakichś żołnierzy, wolontariuszy... no w huj wszystkiego, i jak to ogarnąć... wyników nie było komu spisać:|


Kategoria Starty


  • DST 35.00km
  • Teren 20.00km
  • Czas 02:41
  • VAVG 13.04km/h
  • VMAX 52.00km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Sprzęt Unibike Evolution
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Najgorszy maraton w życiu - III Zawody MTB Dukla w Wietrznie

Sobota, 26 kwietnia 2014 · dodano: 26.04.2014 | Komentarze 3

Startując z nadzieją na wynik, a kończąc z niczym:/ Ależ kolarstwo się rozwija, technika pędzi naprzód, a każdego roku większość uczestników jest lepsza i lepsza, coraz to nowe odżywki, sposoby treningu, no i te rowery... nie takie jak mój, o którym można powiedzieć że już jest z minionej epoki... sprzed 4 lat :/

Na tej samej trasie w październiku ubiegłego roku byłem: Miejsce Open 49/86 Kategoria: Mężczyźni 17-29 lat 21/32
Czas 01:55:02 Strata +00:31:22

Dziś niestety trasa bardzo mokra i porównanie mojej jazdy z ubiegłorocznym startem poza stwierdzeniem, że szału nie ma, jest niemożliwe. Byłem: Miejsce Open 96/125 (+aż 17 osób nie ukończyło) Kategoria: Mężczyźni 17-29 lat 32/35
Czas 02:34:19 Strata +00:58:27

Więc wzrost liczby uczestników jest znaczny, nowych wypasionych 29erów też...
No i przegrałem z 2 dziewczynami :| :(

Dystans 30km. Średnia 13km/h

Start z 4 linii, sporo osób mnie mija, jednak idzie dobrze, i pod koniec pierwszego podjazdu wciąż widzę czołówkę, no ale zaczyna się teren i miejscami lekki korek. Na pierwszym zjeździe wąska ścieżka, śliskie błoto, mijają mnie 2 osoby, ja coś tam podpieram, na leśnej ścieżce okazuje się że odbijamy na lekki garb w lewo, inni zasłaniali, zaskoczyło mnie to, szerokim łukiem, nie zredukowałem i narasta frustracja- mijają kolejne osoby, szacuję że już będę z 40, albo i poniżej 50tego miejsca open. Dalsza cześć trasy to ekstremalne zjazdy po błotnej mazi, jadę jako tako, przede mną Łoszu:|, mijam ze 2 osoby które grzęzną i tak powoli się zsuwam, ryzyko spore, mimo ostrożnej jazdy, pod koniec zjazdu już mam psychicznie dość błota, z 10 osób mi odjeżdża, pojawia się głęboka rynna więc sprowadzam, na dole mija mnie T. Rudnicki mówiąc nie jest źle, jest tragicznie, ehh ten to wie jak osłabić morale rywali. Próbuję go gonić, ale nic z tego, postanawiam jechać kadencyjnie, popijając, gdy wpadamy do muzeum, na asfalcie fajnie mi się ciśnie, ale już nie jadę z koksami, wkoło mnie pojawiają się zwyczajni bikerzy, za muzeum, dogadania mnie M. Budzyńska z jakąś koleżanką, jedziemy razem, 4 hopy sprowadzając z 3-ciej ze względu na wystające korzenie. Po hopach zaczynam jechać siłowo szybko im odskakując. Daleko nie odjechałem, pojawia mi się psychiczna ściana, prąd zostaje odcięty, a ja siadam przy trasie... :/ Jem banana, pije i powoli próbuję jechać, dojeżdża kilka osób, i odjeżdża, a ja się potwornie męczę i tak aż do zakończenia 1/3 trasy i przejazdu przez metę, na asfalcie cisnę i przez metę przejeżdżam jak burza, na płytach pod kościołem coś blokuje mi napęd i zeskakuję, ludzie krzyczą że urwał łańcuch, ale wszystko ok, więc jazda. Mam lepszy okres, mijam, zjazd schodami, jakiś mostek...

...krótkie podjazdy z blata, dłuższy asfaltem również, mijam, teraz podjazd polną na bufet, leciutko by odsapnąć, pytam ile temu była tu czołówka - 15, 20 min, ale później, pomylili trasę, no i dobra, strata będzie mniejsza, za bufetem jedzie mi się super, podjazd z blata więc się nieco grzeje, pomyślałem że skoro nalali mi cały bidon, to mogę nieco wylać schładzając mięśnie nóg. Dalej trasa bardzo różnorodna, więc trudno mi przypomnieć co się działo, na pewno sytuacja w stawce się unormowała i już jechało się raczej samemu, czasem tylko ktoś mnie mijał, ehh, słabo się jechało, ale już tak mam gdy jest parno. Przedni IRC czynił cuda, ratując mnie, gdy już łapałem poślizg, to pomagał utrzymać się. Niestety na tył dałem Schwable Smart Sam, a wiadome jaki tam jest bieżnik:/ na szczycie zbity i płaski, a klocki boczne w nim nie występują w cale. Każda lekka leśna stromizna powodowała boksowanie koła, to frustrowało i pewnie ze 3 km musiałem pokonać z buta.
Od 20 km napęd już mam dość, zaczyna jęczeć z każdym km głośniej, szczególnie po strumyku, gdy dostał wody. Teraz łąkami z jakimiś dwoma słabszymi gośćmi na super nowych rowerach, na jednym z skrzyżowań grupa miejscowych dupków nabija się, tamtych dwóch mi odjeżdża a oni do mnie- goń ich, i popis hamstwa, no ale pomału goniłem, jeden z nich w dzinsach i pedziowatej bluzie z kapturem ruszył za nami na rozjebanym pedorowerku, od razu słyszałem jęk jego 20lat temu oliwionego łańcucha- spodziewałem się zaczepek, ale ten wyrwał się przed nas... chcąc zaimponować znajomym strażakom jak nas objeżdża? Jak mu siadłem na koło to holował mnie przez 0,5 km;D bałem się tylko żeby nagle nie przyhamował, ale zobaczyłem że ma całkiem rozpięte breaki więc spoko.

Przed podjazdem na wiatraki już miał dość, więc akurat wpadam na szutrową drogę rozpędzony, nad głową szum wiatraków a ja fajnie cisnę, szkoda że wcześniej nie jechało się tak fajnie. Do mety już w miare spoko, ale na mecie 0 radości ze startu...


Kategoria Starty


  • DST 40.00km
  • Teren 26.00km
  • Czas 02:13
  • VAVG 18.05km/h
  • VMAX 53.00km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Sprzęt Unibike Evolution
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

II Zawody MTB Dukla w Wietrznie

Sobota, 5 października 2013 · dodano: 05.10.2013 | Komentarze 1

Miejsce Open 49/86 Kategoria: Mężczyźni 17-29 lat 21/32
Czas 01:55:02.270 Strata +00:31:22.626
Średnia prędkość = 17km/h Dystans 32km.

Fajnie że udało się wziąć udział w ostatnich dodatkowych zawodach tego roku. Ubiegłoroczna edycja była poprowadzona fenomenalnie i tym razem też tak było.

Rozgrzewka 8 km - obaczyć końcowy niezbyt oznaczony odcinek i pierwszy podjazd który robiąc dosłownie szukałem cienia. Niestety zjazd to był masakra... tak wiało że moment ostygłem.

Nowa lokalizacja z przejazdem przez Muzeum Przemysłu Naftowego, wieeeloma genialnymi ścieżkami i pięknymi jesiennymi lasami. Było też kilka strumyków i technicznych odcinków... schody... a przez moją nikłą znajomość praw grawitacji miałem niezły lot za jedną ze ścianek;D no dobra, to nie była ścianka... to była ściana parterowego domu!!;D i 3 takie występowały bezpośrednio po sobie... całość wyjeżdżana rozpędem z poprzedniej... coś wspaniałego... wręcz trzeba było hamować, bo szczyt drugiej przeleciałem!!:D:D szkoda że tam nie było foto;P

Pierwszy podjazd za Łukaszem

tuż za metą na dużej pętli

przed schodami na dużej pętli?


z wiatrakami ciągle w tle

Gdy na 8km za Bóbrką miałem postój i minął mnie Łukasz... goniłem go przez kolejne 20km i ostatnich kilka walczyliśmy już bezpośrednio.


Kategoria Starty


  • DST 62.00km
  • Teren 35.00km
  • Czas 03:51
  • VAVG 16.10km/h
  • VMAX 64.00km/h
  • Temperatura 9.0°C
  • Sprzęt Unibike Evolution
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

MTB Boguchwała 2013

Niedziela, 22 września 2013 · dodano: 22.09.2013 | Komentarze 2

Miejsce: 52. Numer: 73 Kategoria: M2 26 Czas 2:07:35 Strata +35,11min
Średnia prędkość = 18km/h:) Dystans 38km
http://www.bikemap.net/pl/route/2288897-iii-wyscig-boguchwala-tour-mega/#/z12/49.96623,21.86176/google_hybrid

Na start w Niechobrzu asfaltem 12 km. Porządna rozgrzewka, ale do startu jeszcze trochę no i marzłem. Początek z pętlą po stadionie i start honorowy w super Towarzystwie. Po płaskim szukam tunelu za Tomkiem R., Lukaszem G. i za Łukaszem T. Pierwszy podjazd, a właściwie pierwszą stromiznę przed terenem miałem drobnić z młynka, ale jeśli zejdę z blata to wszyscy których zależało mi utrzymać - uciekną, no i podjechałem. Na wypłaszczeniu terenem oszczędnie, trzymając się Łukasza G. i Włochatego. Ostatnia stromizna przed szczytem już odpuszczam wrzucając na 1 i powolutku na szczyt, mimo to udaje mi się objechać M. Bielenia:), przed lasem wyprzedza mnie T. Rudnicki i za nim jedziemy gęsiego na Grocho, ja ostatni- czyli komfortowo tak jak lubię. Ponad 30km/h i w tym samym miejscu co wczoraj tylni hamulec zaczyna wyć :| no masakra, ale ignoruje to, chyba unoszę tylne koło uderzając o podłoże i ryk ustaje, ale co chwilę się odzywał. T. Rudnicki krzyczy żeby jechać, bo chłopaki faktycznie blokują. Teraz rozjazd, wszyscy w lewo przez kałużę a ja postanawiam szarpnąć ścieżką z prawej w nadziei że uda się wszystkich objechać. Nierówno, staję, spoglądam w lewo i jest dobrze, wyprzedziłem i Rudnickiego i Włochatego, ale przed połączeniem tras wysypane kamienie utrudniają mi powrót na trasę i ostatecznie wyjeżdżam na tej pozycji na której byłem:]

Teraz w stronę Lutoryża, długi zjazd po kamykach, wyprzedza mnie jeszcze "ktoś" ktoś kto nie bardzo umie zmieniać biegi, bo na pierwszej ściance wykłada się pozostając na 2/6 albo i 3/6, no co za cioł. Schodzi i ja też muszę zejść, obiegam go. Teraz nowy dla mnie odcinek... fajnie trafiony przejazd, mam nadzieję że później jeszcze go odnajdę, lasem nieco pod górę wśród wysokich traw. Zbliżam się znacznie do włochatego ale zaczynają się koleiny i trudno mi się w nich zmieścić. Sporo prowadzę, a Włochaty i Łukasz uciekają. Tak wyprzedzają obie siostry Skalniak, Bieleń, Boguś i ktoś tam jeszcze. Pod kapliczką na szczycie wyprzedzam ich oprócz Ani, a przed technicznym zjazdem piłuje mocno by objechać po zewnętrznej Bogdana co się udaje, słabo u niego z techniką więc dobra moja. Początek zjazdu i nie udaje mi się trafić w skrót by objechać między drzewami kałuże, więc mozolnie omijam je ścieżką. Dalszy zjazd to ciągłe zbliżanie się do Ani. Za powalonym drzewem jestem tuż za nią i ostrzegam przed błotem na dole. Posłuchała i powoli posuwa się naprzód odpychając jedną nogą. Widzę że strumyk niedaleko a ona pewnie będzie się obawiać go przejechać, no to szarpię z błota, ale zapadam się, podpieram lewą i zamiast objechać ją z prawej zaliczamy zwarcie bark w bark:D Wszystko kręci Wilczek;D Po kraksie puszczam ją przodem, blokuje mnie na wyjeździe, a na asfalcie szybko jej odjeżdżam. Teraz stromy podjazd asfaltem na Grabieńską, po kilku metrach od razu zrzucam na 1. Ania mnie objeżdża ehh;P na szczycie po płaskim mijam ją od razu, oooostro zjechane asfaltowe serpentyny - muszę to dopisać - na maksa, jeszcze jakieś dzieciaki na poboczu, dalej jacyś ludzie ehh, to musiało na nich zrobić wrażenie i gdy zaczyna się teren zaczynam nieco zwalniać próbując odpocząć. Niepewnie przez mostek, zrzucam na młynek i pierwsza ścianka, kolejna z korzeniami tak jak wczoraj się jej nauczyłem z lewej, wpadam tylnym kołem w doła ale udaje się wyjechać. Teraz widzę jak chłopaki przede mną ustawiają się przed jednym z większych podjazdów dziś, koleś podjeżdża cały startując z miejsca całość dając na maksa;D na szczycie za to zrobili sobie odpoczynek;D Ja to z buta, no i objeżdża mnie Ania oooo rany ale moc. Do szczytu coraz mniej stromo więc wkrótce mijam ja już ostatni raz i uciekam dając mocno. Spotykam jakiegoś grzybiarza z wieeelką torbę pełną grzybów, jest okazja pożartować i jakoś tak świetnie się czuję:) Gdy w Jaśle na 35 km zagadał mnie jakiś koleś z Dukli, że czyta mojego bloga i by zaprosić na zawody u nich 5.X w Wietrznie, no i przedstawił się, no ale nie zapamiętałem. Jeśli to czyta to pozdrawiam;)
Jest ok 18-tego kilometra i od tego miejsca zaczynam jeszcze nieświadomie, ale jechać na całego!!! Teraz w lewo i zjazd główną trasą biegnącą przez Grochowiczną. Sporo luźnych kamyków, na liczniku 50km/h a ja jeszcze pokazuję "ok" do fotografa;D
Na najbliższej polanie w lewo i zaczyna się ten nowy odcinek przez "martwy las". Wczoraj wszystkie 3 przejazdy przez koleiny podpierałem a dziś te techniczne smaczki bez podpórki ! hurra, ależ satysfakcja. Teraz zdradliwy zjazd ubiegłorocznym podjazdem. Zdradliwy bo im niżej tym mokrzej, na początku puszczam bez hamulców, ale szybko się opamiętuję i znacznie zwalniam. Na dole jazda po płytach. Gdyby ktoś nie wiedział to mógłby się wpakować na prawy pas który dalej jest zarośnięty. Daję na lewy i zastanawiam się jak bardzo angażować się w ostatni podjazd w tym lesie. Wypijam wszystko co w bidonie i trzymam blata. Idzie dobrze, później idzie bardzo dobrze, aż w końcu sobie myślę - jestem w formie:) terenowy podjazd, a ja na 2/4 i przekraczam 20km/h !! :) haa mijam dwóch gości wspierając ich nieco i pruje w pedała ile tylko mogę. Teraz lekki zjazd na asfalt Czudec-Niechobrz. Jazda ponad 30km/h sporo nierówności i kałuż - które przeskakuję:) widząc otwarty szlaban cisnę ile się da i na asfalt na jednym kole ehh:) na asfalcie na stojąco w teren na bufet. Spokojnie trzymam bidon, dziewczyna wlewa mi 2 kubki wody, jem banana i ruszam. Cisnę ile się da szeroką szutrówą. Przeszkadza silny wiatr, ale Łukasz G. na horyzoncie to wystarczająca pokusa by nie odpuszczać. Świetnie zjechany zjazd na wyciąg - sporo korzeni ehh no zjazd jak z BAJKI o MTB i napalonych krasnoludkach na ich zajebistych fullach! Przed ostatnim zjazdem wąwozem staję dęba, wyrzuciło mnie zbytnio w prawo a tam koleina na całe koło, gdyby nie rewelacyjna siła hamowania przedniego hydraulika to na pewno bym tam wpadł, a tak o mało co nie przeleciałem przez kierownicę. Przeklinam, fotograf przyznaje racje że trudne miejsce, śmiejemy i jadę dalej. Łukasz całkiem blisko, przejeżdżam przez pierwszy strumień ale drugi to już konkretna koleina. Skaczę zamaczając buta i wrzucając z pluskiem tylne koło w wodę. Kolejny strumień z tymi dwiema cholernymi deskami, przez który gdy chce się przejechać to w szparę między nimi wpadają koła. Odrazu przebiegam, dalej jeszcze jeden strumień i ciągle podbiegam pod stację wyciągu. Zamiast za Łukaszem G. ścinam zakręt tak samo jak rok temu - wskakując na werandę i przepraszam dziewczyny podające wodę, bo coś nie bardzo chciały się odsunąć. Za nimi bardzo stromo więc idę bezpośrednio za nim. Tak stromo że potwornie naciągam łydki. Czuję jak pieką, a stok wydaje się stromszy i dłuższy niż w poprzednich latach. Na szczycie już 3-cia kontrola numerów - wow, na CK w Jaśle na 80-ciu km były tylko 2 pomiary czasu, z czego przejeżdżało się dwukrotnie przez ten sam;p a trasa kompletnie nie obstawiona, niekontrolowana i niezabezpieczona, przez co znający teren znacznie skrócili łuk za Liwoczem... no ale huj, kto oszukał ten oszukał- Prucek ma przejebane organizacyjnie i w ogóle nie wiem po co to robi, przerzucił by się na organizowanie porządnego XC zamiast chujowych maratonów. Brać kasę za coś, czego nie jest się w stanie spełnić, a tu proszę - taka Boguchwała, ich 3-ecie organizowane zawody i każde perfekcyjnie udane. Trasa idealnie obstawiona tak, że żaden oszust się nie prześliźnie:p i nie ma że się nie da gdzieś kogoś wysłać. Wielu fotografów, TVP na mecie, zajebiste nagrody finansowe i losowe, muzyka to najnowsze największe znane i taneczne hity wprowadzające genialną atmosferę w biurze zawodów.... a wpisowe 2 razy mniejsze !!!! kurrrwa no!
Teraz zjazd na kamienisty mostek, przejazd przez pole pokrzyw i podjazd laskiem na Wielki Las, ale przeczuwam skurcz prawej łydki. Żegnam się z Łukaszem i mam 2-min postój na rozluźnienie mięśni nóg, naciągam. Mija mnie dwóch gości i powoli ruszam. Nie jest dobrze:/ no to se przeholowałem. Kolejny postój opierając się o drzewo nie wypinając spd masuję łydkę. 30 sekund zmarnowane, zbliża się jakiś gościu na wypasionym Scott-cie ruszam przed nim, ale na wypłaszczeniu za lasem wyprzedza mnie. Ucieka 10 metrów, ale przegapia zjazd przed "Wielkim Lasem" w prawo - oooo jakiś nowy odcinek. Wjeżdżam tuż przed nim. Zjazd z wykrzyknikami, dosyć się go obawiałem i jechałem ostrożnie, kolejny już bez wykrzykników więc puszczam hamulce, bezpośrednio na dole zaczyna się spora stromizna. Rzucam się na nią, ale szybko schodzę. Koleś za mną ma stratę kilkunastu metrów. Idziemy w tym samym tempie. Teraz płasko przez las i jadę na maksa 2/5- uznając że symptomy skurczowe ustały. Ostro w prawo i podjazd na 2/4 stojąc, łąka i dochodzę do kolesia jadącego w spodenkach, a Scott zostaje daleko z tyłu.
Wyjeżdżamy na asfalt w lewo i poznaję że to ten w stronę Woli Zgłobieńskiej z boiskiem przy drodze. Tak więc tegoroczna trasa fantastycznie opiera się na ubiegłorocznej minimalizując ilość asfaltu w Woli Zgłobieńskiej, łącząc terenowy przejazd przez las od Wielkiego Lasu do Woli Zgłobieńskiej - no wspaniale. Szybko w teren w prawo i ciągle zbliżam się do kolesia w krótkich spodenkach. Na zakrętach 90* między polami mijam go i ostro zjeżdżam do asfaltu tak jak rok temu. Średnio asfaltem po płaskim szykując się na ostatni podjazd zawodów w stronę krzyża w Niechobrzu. "Trzymałem kierownicę w okolicach mostka i dawałem co tylko mogłem;D" Za stodołami zaczyna się stromo, idę i dochodzi mnie kolo w spodenkach. Mija mnie i po łące już on idzie a ja jadę, no ale tempo jazdy tylko nieco szybsze od jego chodu więc żartuję - wiedziałeś że będzie ciepło;D? Trochę się gotowałem przez długie rękawiczki, koszulkę termoaktywną, rowerową i dosyć ocieploną bluzę rowerową. Na szczyt widząc przed sobą Łukasza G. - hurrra, mimo skurczu mam szansę pokonać go. Przed szczytem na asfalt w lewo i pora na zjazd do mety czerwonym szlakiem rowerowym Gminy Boguchwała. Cały zjazd to chyba 3 km, które jechałem przez 95% trasy na 100% dosłownie wypluwając flaki. Jednak do Łukasza i jeszcze jakiegoś kolesia nie zbliżyłem się nawet o metr. Nie ustępowałem i ciągle prułem między 30 a 50km na godzinę. Kapliczka i stromiej w dół, to znak że wkrótce zacznie się asfalt i stadion o rzut beretem. Jazda ile wlezie i w końcu są efekty pościgu, dystans zmniejszył się o jakąś 1/3. Na asfalcie Łukasz gubi rywala, po prawej stadion, pierwszy zakręt w prawo biorę bez hamulców znacznie sprawniej niż gość przede mną, ale tracę jakieś 15 m, ostatni zakręt w prawo w bramę stadionu i jestem niecałe 10 m za gościem, tutaj po lewej ustawiona wstążka już na kostce biegnie przez całą bieżnię, jednak mi się coś uwidziało, że do mety będzie w lewo i już na kostce muszę zacząć ostateczny finisz. Uślizg tylnym kołem, niezręczny balans i wpadam na bieżnię z kiepską prędkością, gościu ucieka a ja ruszam na stojąco, przeciwległa mecie prosta cisnę, ale zaczynam puchnąc, czuję się jak zwiędłe warzywo, strata 15-20 metrów, ostatni wiraż, a gościu coś nie przyśpiesza, wręcz przeciwnie jakby słabł, ja już jak bym odpuścił, ale co mi tam, próbuję się zerwać, resztki nikłych sił na pedały, biorę lepiej zakręt po wewnętrznej, gość wyjeżdża z niego, ja akurat chwilę przejeżdżam za nim łapiąc się tunelu przez jedną sekundę, wyrzuca mnie na zewnętrzną i sprawnie mijam go wpadając na metą ponad 30km/h.

Ależ radość, gdybym na ostatnim zakręcie się nie zebrał to cały wyścig mógłby się okazać niedosytem, a tak- przynajmniej teraz wiem, że dzięki tym wszystkim zimowym treningom, na mecie byłem choćby te 5 sekund wcześniej i te 5 sekund pozwoliło mi zając jedną pozycję wyżej. Tak więc, ze względu na moją słabo matematyczną wiedzę równania nie ułożę, ale wyglądało by ono z grubsza tak: choćby 100 godzin treningowych w zimie, da czas lepszy na zawodach o 5 sekund;) ojj no może i więcej, ale warto przepracować każdą jedną godzinę zimą, by latem móc tak kogoś objechać:0 !!

http://www.sstlubcza.com/index.php/mtb-boguchwaa/aktualnoci/595-michal-ziulek-triumfatorem-iii-wyscigu-mtb-boguchwala relacja z zawodów

http://www.sstlubcza.com/index.php/mtb-boguchwaa/wyniki/596-wyniki wyniki

Podsumowanie... sezonu? Wnioski po tych zawodach??
1. Na pewno takie, iż przekonałem się, że Cyklokarpaty są naprawdę bez sensu i organizowane po to by zbić kasę... wcześniej bardzo mi zależało by robić im reklamę, choćby jeżdżąc ze starym numerkiem za szybą auta, zachęcać znajomych do udziału itp...
2. Koniec z GIGA - każda końcówka podjazdu odpuszczając by zachować siły na jazdę po prostej... no i co to za jazda, gdy ciągle szuka się okazji do odpoczynku i by nie pocisnąć za mocno. Gdy dystans ma ok 70 km, a ja go pojadę w miarę mocno jedynie przez 10-20km to reszta dystansu jest dosyć flustrująca. O Gigantycznym zmęczeniu na mecie nie wspominając. Dziś na średnim dystansie też się ekstra ujechałem, czerpiąc fenomenalną radość z ostrej jazdy przez większość dystansu.
3. Nie pamiętam
4. Może by tak przyszły sezon oprzeć na różnych lokalnych imprezach, a w CK wystartować tylko czasem, raz na Hobby, raz na Mega i ze 2 na GIGA jadąc na jaja. No i kolejna kwestia - czy jest sens jeździć na tak drogim amortyzatorze, drogich klockach hamulcowych i ogólnie- awaryjnych hamulcach. Może pora kupić rower z prawdziwego zdarzenia, aczkolwiek- 20letni;P i robić to co kocham dla fanu, udowodniając to jeżdżąc retro bikiem.


Najlepsze imprezy rowerowe spośród 12-tu na których byłem w tym roku?
1. XC Strzyżów 2013 - zdecydowany nr 1 !! 100% Technicznej trasy i fenomenalna organizacja. Można się było poczuć jak na zawodach rangi mistrzowskiej.
2. MTB Boguchwała 2013 - wiadome - całość
3. II Łańcucki Maraton MTB - wszystko przyzwoicie
4. CK Dukla Edycja 7 GIGA - świetny teren i najlepiej zorganizowane spośród CK
4. CK Strzyżów Edycja 4 GIGA - świetny teren i organizacja, ale podejście wąwozem
5. CK Jasło Edycja 10 GIGA - tylko za świetny teren
Ostatnie miejsce - CK Wierchomla Edycja 9 GIGA - teren kapitalny, genialny i wery pro, ale tak skopana impreza że jak to mówiły niegdyś moje dziewczyny "żal"
http://www.bikemap.net/pl/route/2288897-iii-wyscig-boguchwala-tour-mega/#/z12/49.96623,21.86176/google_hybrid


Kategoria Starty