Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Mic z miasteczka . Mam przejechane 79995.50 kilometrów w tym 12123.60 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.40 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 475715 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Mic.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2013

Dystans całkowity:703.00 km (w terenie 153.00 km; 21.76%)
Czas w ruchu:37:02
Średnia prędkość:18.98 km/h
Maksymalna prędkość:76.00 km/h
Suma podjazdów:2940 m
Liczba aktywności:14
Średnio na aktywność:50.21 km i 2h 38m
Więcej statystyk
  • DST 51.00km
  • Czas 02:06
  • VAVG 24.29km/h
  • VMAX 48.00km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • Sprzęt Trek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do szkoły i do reBike

Piątek, 14 czerwca 2013 · dodano: 14.06.2013 | Komentarze 0

Znacznie lepiej się jechało, z SPD, pilnowałem tempa i średniej, która mimo to niewiele się różni od wczorajszej. Zastanawiające.
Do Rzeszowa średnia 28km/h. Tam jeszcze trochę po mieście. Powrót z obciążeniem w postaci dwóch korb, sztycy, rozje...b...chanego juicy 5, katalogu evon i indeksu w plecaku toteż w Siedliskach lekko opadałem z sił, a na Zawisłoczu byłem już ujechany. Więc taka rada dla chcących trenować, a nie mających na to zbyt wiele czasu- stalowy rower i dodatkowy balast. Lajterzy:p


Kategoria luźne


  • DST 54.00km
  • Czas 02:15
  • VAVG 24.00km/h
  • VMAX 76.00km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • Sprzęt Trek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do Rzeszowa i reBike

Czwartek, 13 czerwca 2013 · dodano: 13.06.2013 | Komentarze 0

Słabo i jakoś kiepsko, bez SPD bo nie mogłem przemienić pedałów. Nowa korba do przełaja niwelująca jego upośledzenie do jazdy w terenie i zważenie TREK-a które pokazało 16,9kg z 700g łańcuchem do zapinania i pełnym bidonem. Więc bez tych gadżetów waga 15,5kg Mimo przeciętnej jazdy końcówka bardzo mocna i czułem że mogę jeszcze jechać.


Kategoria luźne


  • DST 73.00km
  • Teren 50.00km
  • Czas 05:56
  • VAVG 12.30km/h
  • VMAX 69.00km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • Podjazdy 2640m
  • Sprzęt Unibike Evolution
  • Aktywność Jazda na rowerze

CK Strzyżów Edycja 4 GIGA

Sobota, 8 czerwca 2013 · dodano: 08.06.2013 | Komentarze 1

Byle do mety przez zachodem słońca :D
Miejsce: 28/28 GM2 8 Nr: 73 Michał Moskwa reBike Impulse Team | reBike.pl
GOpen Czas: 06:54:52.524 Strata: 03:07:05.646 Punkty: 329.4213

Przewyższenie mnie dobiło nie ma co... ale czy napewno?? może to przez jeb*** jary i wąwozy- z... i do... Herbów.
Start z 3 sektora w niezbyt miłym towarzystwie starszego pana z JSC- huj mu w dupe. Taki to przejedzie po mnie i nie przeprosi. Dziurawą dętkę takiemu podać i siki zamiast wody w bidonie. Na początku super przyjemnie się jedzie i nawet chciałem się pościgać, ale co ludzie mają siły to masakra. Podjazd asfaltem całkiem sprawnie, ale gdy zaczyna się teren i straszne błotsko zaczyna mnie wyprzedzać kilka osób, później znajomi... z zadziwiającą prędkością, jedynie kilka słów udaje się zamienić.

Do asfaltu na Wysoką mimo to ok, dalej polami też nieźle, aż zaczął się podjazd asfaltem z Oparówki. Czuje się dobrze, wszystko hula, przyśpieszam i nagle- jakby tu użyć fachowej terminologi mechanicznej- falowanie obrotów na wciśniętym gazie. Myślę sobie spoko. Do Herbów mam dojechać zrelaksowany, więc na luzie wjeżdżam w las, tam w prawo i podejście... bardzo kiepsko, boli mnie głowa i marnie z siłami. Niskie ciśnienie, duszno, wysokość npm. kiepski sen najeżony koszmarami- rybą z przebitą hakiem głową, i.... aaaa. Wciągam jedynego Enervita- a miał być na drugą pętle:/ Jakby tego było mało spotykam znajomych którzy również padają. Na początku się dosiadam, żartujemy o ognisku i jakim to super skrócie znam, ale szybko staram się nakłonić do jazdy. Oczywiście żałowałem że nie miałem przy sobie lodówki z Tigerami albo innymi takimi shitami, ale i hostessami z wodą Essenti też byśmy nie pogardzili. Teraz zjazd lasem do Kozłówka. Sucho... widzę przed sobą jakiegoś kolesia który zbiega, co jest? Podjeżdżam i z całej siły hamulce. Zjazd w pewnym momencie robił się masakrycznie mokry, ostrzegam ludzi za mną by nawet nie próbowali zjeżdżać i z trudem zbiegam. Gdybym miał narty to bez problemu można by zjechać, ale beznadziejne Shimano SD75 ledwo do jazdy rowerem się nadają. W Kozłówku za szlaban, między polami i podjazd asfaltem na niebieski szlak i bufet. Idealnie, w bidonie robi się pusto, a własnego banana dawno zjadłem. Super towarzystwo na bufecie i z nadzieją ruszam na rezerwat... rowerem kolegi;D Trochę śmiania gdy się nie skapnął o co biega no i dalej już jadę swoim. Z przeciwka już jedzie czołówka, albo i nawet nie to- zaścianek czołówki- świetnym tempem. W rezerwacie powoli, większość na młynku. Pierwszy stromy zjazd odpuszczam, ale później już wszystko z koła.

Zjazd z Herbów zły trudny, a mi lewy hampel dochodzi do kierownicy, kurcze, próbuje zahamować jedynie przodem, ale to tylko spowalnia, a nie hamuje.

Na zdjęciu widać całkiem wciśniętą lewą klamkę.
Ostrożny zjazd wąwozem pełnym błota, punkt pomiaru i podejście równoległym wąwozem do poprzedniego. Ale lipa.... :( ale żal :( no co to ma być?? Skoro amatorskie zawody to ludzie nie przyjeżdżają na nie by wypluć z siebie flaki na kilku-km podejściu, tylko by cieszyć się jazdą. Najpierw idę lewym torem, robi się coraz węziej, skacze na prawy, mozolnie się wspinam, ale robi się na tyle ślisko że z trudem utrzymuje się na nogach, a mój rower jakby ważył ponad 20kg:( Skacze znów na lewo i do bani. Ostatecznie wychodzę z tej paryji i idę między krzakami. Co chwila postoje, cukierki i picie. Tempo 2km/h, a to z 3-4km pewnie trzeba do góry. Tak się wleczemy, że wysypując błoto z buta, mam jeszcze czas pożyczyć imbusa... dwukrotnie, aż w końcu go ofiarowałem. Teraz oprócz myśli o stylu, w jakim zrezygnować z zawodów myślę, co zrobię gdy zaliczę glebę i będę musiał dokręcić stery. Na wypłaszczeniu ciągle 1/1 i duuuużo z buta. Gdy zaczęła się droga pod bufet od razu jechało się rewelacyjnie. Na bufecie tankowanie do pełna, gdyż zamierzałem objechać na 1 bidonie całą pętlę. Gdy dojeżdżam do rozjazdu na giga, okazuje się że trasa jest właśnie zamykana i rzutem pod taśmę prześlizguję się na GIGA:) Dzięki Hubert!:) Do tej pory nie miałem problemu z limitem, a tutaj takie coś... ojj nieciekawie. Humor się poprawił, warunki w lesie też super więc jedzie się ekstra i tak do ponownego podjazdu asfaltem, tam tylko 1/3, chwila wypłaszczenia to blat, ale pod bufet to znów na 1/3. Chwytam banana i jadę 2-gi raz na Herby. Zaczyna się las to i młynek, mozolnie miedzy kamykami i podpierając się w przypadku korzeni. Wszystkie ścianki bez problemu, a przedni hamulec już nic nie łapie... przez co mam problemy na zjeździe wąwozem. Pomiar czasu no i cholerne podejście.... ehh. Tyram razem dreptam środkowym rowem. Gdy kończy się wąwóz, to dalej przez las również prowadzę. Podjeżdża crosoviec i pyta czy wszystko dobrze i czy chcę ukończyć. Kusi rezygnacją... może gdyby mnie łapały skurcze, ale ja tylko miałem mało sił. Więc nie rezygnuję. Na bufecie narada z Anią i Hubertem. Moja średnia to 11 km/h a do mety ponad 25km więc jeszcze z 2 godziny minimum mi to zejdzie. Decyduje się jechać. Kolej na 3 korony, czyli: Czarnówka, Spalona Góra i Łysa Góra. Mimo że wykres na kierownicy wskazuje na duże stromizny nie jest tak źle... i większość czasu podjeżdżam. Ze mną natomiast źle, ale mam motywacje żeby jechać, gdyż za mną kłady zamykające trasę. Co pewien czas podjeżdżają kusząc leżanką i perspektywą szybszego powrotu. Nagle moim oczom ukazuje się najmilszy widok jaki mogłem sobie w tym momencie wymarzyć- kudłate giry innego zawodnika;D hehe. Chyba drugą koronę pokonujemy wspólnie, ale na jednym z większych zjazdów szybko mu uciekam. Za koroną znów zjazd błotnistym wąwozem... w pewnym momencie zbytnio się rozpędzam i samym tyłem nie daje się hamować. Adrenalina znacznie wzrasta na kamienistym fragmencie... szczególnie gdy przede mną pojawił się zakopany ciągnik oparty o drzewooooo, o masakra. Gdy dojeżdżam okazuje się, że się zmieszczę. Gościu cofa, ja krzyczę, on nie słyszy... Na moje szczęście utknął na dobre i dzięki temu przeżyłem. Teraz postój u poszukiwanie patyczka, by wydłubać błoto które zakryło całkowicie golenie amora i okrzesać opony z jakichś 3-ech kg błota. Dalej spoko lasem i na asfalt w Rzepniku. Tam podjazd..... strasznie długiiiii, początek z blata ale potem ciągle 1/3. Na szczycie w fajny teren w lewo. Gdy zobaczyłem odwiert po prawej wiedziałem że Węglówka już bliziutko i nawalam blat ośka przez las lekko w dół. Tutaj gdzieś był bufet Rommera, ale nie kojarzę za bardzo tego miejsca. Godnym uwagi jest tutaj chyba tylko to ze wpadłem do rowu... nawet nie pamiętam co wtedy robiłem, chyba wyciągałem chusteczkę z kieszonki koszulki. Asfalt w Węglówce i nareszcie szutrowy podjazd na Bonarówkę. Jest godzina 17.00:/ ajj mi zeszło, zawsze niebieski szlak zajmował mi kupę czasu. Podjazd zupełnie jakby nie było Herbów, znów miałem wrażenie że żyję i mogę normalnie jechać. Pod krzyżem na Bonarówce jest mój bidon z Oshee co wielce mnie ucieszyło, gdyż miałem dość pseudo izotonika który był dziś serwowany. Asfalt lasem i łańcuch potwornie skrzeczy. blat/4 i ok 25km/h z chwilowymi spadkami. Jazda pod wiatr i byle dojechać do leśnego singla. Dojeżdża kład i pyta czy zamykam stawkę, mam ochotę pokazać mu faka, ale przytakuje. Wyprzedza a ja próbuje złapać się w tunel, ale szybko mi ucieka. Teraz singiel który jadę sprawnie... na ile sprawnie można go zrobić z jednym hamulcem, przy ostrym w lewo na granicy przyczepności. Teraz na stojąco gaz i w prawo na szutrówkę. Ależ przyjemnie się zjeżdża, rower płynie a podniesiona REBA sprawia niesamowitą frajdę. Teraz łąką i równie wspaniale, doganiam kolesia z mega i po chwili czuje że zaczynają się skurcze. Przede mną ostatni podjazd i Strzyżów. Kręce powoli próbując wybadać jak zaawansowane są to symptomy skurczu i na ile mogę sobie pozwolić. Postój, ekspresowe rozmasowanie, oklepywanie, wstrząsane i klapsy w uda z całej siły. Do podjazdu dojeżdżam i od razu z buta- nawet nie próbuję jechać. Znów ten głupi kład, pyta kolesia którego wyprzedziłem czy dokończymy... potem prosi go żeby mu ustąpił, ja też schodzę na bok. Wyprzedza go, i się zatrzymuje coś gada do niego. Ja się oglądam i włażę w pokrzywy... no zajebiście. Znów powadzę środkiem i w końcu mnie wyprzedza, Za 100m stoi, cofa 50m i gaz w deche o mało co obsypując mnie błotem. No co za głupi ciul, nie dość że zryckał ziemie to zostawił smród spalin w wąwozie którym podchodzimy. Gdy kończą się chaszcze, pedałuje i łapie mnie skurcz prawego uda. Schodzę, prostuje a tu masz, jednoczesny skurcz prostownika i zginacza, stoję i jęczę, to prostując to zginając... przegrywam, kładę się i cierpię czekając aż przejdzie. Gdy z 4-głowym ok, robię rozciągnięcia, profilaktycznie drugą nogę też chwytam palców stopy. Chwile leże i sprawdzam czy ok no i jazda. Asfalt, szybki zjazd i na kładkę. Pod garażami mijam gościa i wpadam na metę a tam już dekoracja GM2.
No i cóż. Być może to mój ostatni start na giga, być może znów spróbuje na następnych zawodach w Polańczyku- ale już jedynie gdy będzie sucho:)
Pozdrower:)


Kategoria Starty


  • DST 15.00km
  • Czas 01:01
  • VAVG 14.75km/h
  • VMAX 28.00km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • Sprzęt Unibike Evolution
  • Aktywność Jazda na rowerze

Z Mamą

Niedziela, 2 czerwca 2013 · dodano: 02.06.2013 | Komentarze 0

Do Babicy


Kategoria luźne