Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Mic z miasteczka . Mam przejechane 79995.50 kilometrów w tym 12123.60 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.40 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 475715 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Mic.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 47.00km
  • Teren 35.00km
  • Czas 02:55
  • VAVG 16.11km/h
  • VMAX 56.00km/h
  • Temperatura 33.0°C
  • Podjazdy 1100m
  • Sprzęt aaa
  • Aktywność Jazda na rowerze

VI MTB Boguchwała

Niedziela, 11 września 2016 · dodano: 11.09.2016 | Komentarze 2

No jebłem. Pierw budząc się że to już dziś.
Potem na szczycie wytrzepując kamyczek z buta.
Potem na pierwszym podjeździe za Leśnym Taborem... taki ból brzucha że nie mogę prowadzić roweru, w końcu puszczam żółtego- jajeczno bananowego pawia :/
Wydawało mi się że z 10 minut tam leże, ale czas z licznika a mierzony to różnica tylko 4 minuty.
Pomału zebrałem się i przynajmniej teraz daje się prowadzić rower, a co to był za ból? Odczuwałem go tak, jakbym dzień wcześniej robił pompki... dużo za dużo pompek.
Po wygramoleniu się na szczyt- szutrówkę daje się już normalnie jechać i na zjeździe do Leśnego Taboru znów jestem sobą... ale ludzie blokują, przed końcówką mijam obydwu. Kolejny podjazd kompletnie odpuszczam i jadę sobie z 1/1 a mimo to dochodzę ludzi i na szutrówce już mijam.

Zjazd na Os Kamikadze, mijam kolejnych dwóch. Wypych, powolne kręcenie z jakimś gościem na odjebanym Scocie - pewnie z 15 tys ten rower, włącznie z spd które chodzą po 600zł. Doganiamy ludzi przed nami i wspólnie mijamy przeszkadzaczy. Na Os Zabierzów przy nawrocie na zjeździe w prawo mijam Scota i przeskakując strumyk gościa na przełajówce :)uff- od początku drażnił mnie typ.
Ależ się super jedzie - ja żyje :D Na podjeździe urywam wszystkich aż przystawia do kolejnej większej grupy.
Szybki zjazd i teraz oczywiście podjazd od Wolańskiej. Zaczyna przypiekać słońce, kończę picie no i dawaj równo do góry.
Na szczycie bufet... no to na takim bufecie to można jebnąć bardziej niż puszczając pawia, albo łapiąc skurcz przed metą!!!!!!!!!!!!
Co za huje kurwy skurwysyny jebane pierdolce kurwa zajebusy zajebane - ani banana ani nic. Woda izo- to wszystko i spierdalaj dalej.
Myślałem że się rozpłacze ;( żal kurwa i bezradność, no jak ja to ukończę :(((((((
Napełniam bidon wodą, w drugim zostało pół izo no i wio... jak kurwa można tak ZAJEBAĆ!!!!!!!!!!!
Jedzie się fajnie, poza tym że pytam wszystkich czy mają coś ugryźć... jaki kurwa ŻAL. Niektórzy zdziwieni pytają- a to nie było nic na bufecie? xD kuuurwa jebnięcie kolejne.
Teraz najlepszy zjazd w okolicy.... no to przystawia do jakiegoś matoła i huj nie jazda. Dopiero przed ostatnią stromizną na strumyk puszcza mnie... jaki kurwa żal.
Teraz bez pierdolenia- od razu z buta na Grochowiczną- polewając się wodą. Na szczycie czuje się dzięki temu ok, mijam i zjazd na Lutoryż. Jest ok, poza tym że przystawia do jakiegoś dzieciaka w trampkach xD Przez narastające wkurwienie już nie pamiętam co tam dalej.... ale chyba jakoś minąłem, bo przez strumyk już sam i dojeżdżam do Lalusia, z którym to już jadę cały czas.

Żółty szlak ok, chociaż po przejechaniu strumyka i pierwszej stromizny odcina i daje z buta. Laluś mija i tak mi ucieka. Podjazd żółtym od Mogielnicy na szczyt i przede mną nikogo za mną też pusto. Zjazd na strumyk z płytami - i już siedzę mu na ogonie... ależ dobrze idą mi zjazdy.
Na podjeździe uciekam, przez asfalt i wspinaczka na pętle autobusową w Niechobrzu. Mijam i czuje świetnie. Zjazd od pętli - zawsze szedł mi dobrze, więc i tym razem bez hamowania dokręcając.... tłukło ale pełna kontrola. Na dole już jestem za jakimś sensownym kolesiem, zakręt w prawo na podjazd i mijam. Pół wyjeżdżam, dalej z buta, on zupełnie odpadł.
Zjazd luźnymi kamyczkami na Leśny Tabor- zgrzytanie zębów gdy rower zaczął tonąć i jechać nie tam gdzie chciałem, ale jakoś wyhamowałem. Zjazd i mijam Wacka - żali się że nic nie miał w ustach i ledwo siedzi - no kurwa brawo. Żal kurwa i kpina.
Na dole bufet... to myślałem że zajebie im w ten jebany pełny owoców stolik. Dokręcam i całość zakrętu robię ślizgiem - dziękując za jedzenie na trasie xD (jakiś dzieciak który się tam kręcił mało się nie osrał z podniecenie jak to zobaczył) :D
Ostatnia wspinaczka i meta no to co kurwa będe jadł - w huja kurwy lecą?
Od razu wypych a Wacek chyba został na żarciu. Po prostej - kurwa a jak- zbliżają się skurcze. Kręcę ledwo co, nawet przystaje na chwile, byle do przodu.
Wspinaczka łąką na krzyż i mijam kolejnych dwóch. Asfalt, początek zjazdu ok, ale z czasem nie ma z czego kręcić a im bardziej się wypłaszcza tym bardziej spada prędkość. Zaczyna się teren i mija mnie Laluś, siadam mu na koło to prędkość od razu z 28 na 36, ale odpuszczam, co by nie złapać skurczu i gdy tylko przestałem kręcić - no prawie że już.
Spokojnie kończę ten maraton, który przecież o mało co nie zakończyłem gdzieś na 9 km.
Ależ udowodniłem sobie że jestem walczak, na Cyklokarpatach dawno zawinąłbym się do domu, ale MTB Boguchwała już po raz 6-ty należy ukończyć... taki dnf tutaj mógłbym oznaczać że w kolejnym roku już nigdzie bym nie wystartował... a tak - zawsze jakaś satysfakcja jest.
ŻAL KURWA !!!!!! Zarówno moja jazda jak i za organizacje, co powinienem dostać zwrot połowy kasy.
Żal KURWA znajomych, tak jak rok temu, tak i w tym roku- wyjebka.

Na międzyczasie jestem 60ty w 1:29 minut, a ostatecznie 52 w czasie 2:59:33. Strata do lidera też większa z o 10 minut...
Ostatnie jebnięcie na dziś - rok temu przejechałem tą samą trasę w podobnych warunkach mimo kilkuminutowego skurczu na ostatnim zjeździe 10 minut szybciej :((((((((((((((((((
załamka





Komentarze
kundello21
| 13:22 poniedziałek, 19 września 2016 | linkuj A w ogóle to na tak krótkim dystansie, to nie trzeba nic jeść, jeno pić. Najlepiej carbonoxa. I bez narzekania jest ogień.
kundello21
| 13:21 poniedziałek, 19 września 2016 | linkuj Ctrl+F i wpisujemy słowo: kurwa
12 trafień :D
huj: 3
jeb: 12
Wniosek - za mało "huj" :D
Komentowanie jest wyłączone.