Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Mic z miasteczka . Mam przejechane 80614.50 kilometrów w tym 12246.60 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.38 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 479615 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Mic.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 40.00km
  • Teren 35.00km
  • Czas 02:14
  • VAVG 17.91km/h
  • VMAX 50.00km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Podjazdy 1100m
  • Sprzęt Unibike Evolution
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

MTB Boguchwała 2014

Niedziela, 14 września 2014 · dodano: 14.09.2014 | Komentarze 4

Miejsce 49/80 Kategoria M2 23/29 Czas: 2:16:55 Strata +36,45min Średnia 18km/h
- czyli wyjątkowo kiepsko :/ ależ ogólny poziom poszybował w górę, ale to obserwuję i na innych zawodach, a już szczególnie po przejrzeniu zdjęć zawodników i ich rowerów z ubiegłorocznych zawodów. Swoją drogą- ciekaw jestem co cwaniaki robią z swoimi wyścigówkami, które po roku czy dwóch nie nadają się już? Wyszły z mody :D

Start z konkretnym celem, by zrealizować ostatni z celów na ten SEZON! - by nie przegrać z żadną dziewczyną- bo między innymi po to trenowałem. Kolejne maratony tego roku jak np:
-kwietniowe MTB DUKLA w Wietrznie, gdzie przegrałem z 2 dziewczynami,
-majowy III Łańcucki Maraton- gdzie chyba z wszystkimi możliwymi,
-po czerwcowe Krosno, gdzie nieco odbiłem się od dna co do klasyfikacji open, to jednak znów 2 dziewczyny przede mną,
-sierpniowy I Ropczycki Maraton MTB się nie liczy, bo i tylko jedna dziewczyna, wprawdzie nie byle jaka, no jednak mało brakło a i z nią bym przegrał,
-w sierpniu zadebiutowałem na Cyklokarpatach 2014 w Sanoku jadąc Mega- porażka totalna,
-na wrześniowych CK w Dukli rywalizacja na GIGA z Panią Krysią- poległem mimo że do 40stego km miałem ją.
Boguchwała więc ostatnią szansą, bo jednak kto przegrywa w klasyfikacji open z dziewczyną, to nawet nie powinien zostać sklasyfikowany.

Poranek spoko, z masażem, jednak kapeć na zmienianym wczoraj na terenowego IRC-a przednim kole sprawia, że zmiana dętki drugą z czynności na dziś. Dętka okazała się na tyle sparciała, że rozlazła się na długości 3 cm. Ależ szczęście- kilka godzin później i było by fatalnie.
Przed maratonem Paweł dał mi jakąś tajemniczą fiolkę, co bym pobił wszystkie dziołchy na trasie, no i coś czuję że częściej trzeba będzie to zażywać, bo nigdy niczyje "powodzenia", nie dało takiego kopa jak to.

Chwilę przed startem. Po starcie cały podjazd z blata, i to był klucz do sukcesu, bo i pierwszy raz podjechałem tutaj z blata, razem z innymi mocnymi. Na szczycie pierwszy bidon i kawałek banana. Zjazd na Grocho ostro, ale co dziwne trasa nie została poprowadzona objazdem po prawej, tylko na wprost, robi się korek, to ja akurat hyc na objazd jak rok temu;) tylko żem se za późno wrócił, ale i tak duuużo zyskałem i co ważne ominąłem błota. Odcinek żółtym zadziwiająco spoko, skakanie przez rzeczkę no i czuje się całkiem świeżo. Delikatnie podjeżdżam, ale oczywiście kurwa korek- co najgorsze nie dlatego że jakoś bardzo stromo, tylko rywale tak się rzucili na trasę, że teraz nawet takie coś to zbyt wiele do podjechania, a jak już jeden schodzi, to lawina postępuje. Na szczęście role opierdalatora przejmuje Włochaty, ku mojej uciesze, mogę podążać/jechać spokojnym tempem w spokoju. Tak byłem skupiony na sobie, żem go nie upilnował, no i ostatecznie nie wiedziałem czy odjechał mi, czy został za mną.

Wyjazd z żółtego na luzie, to i trochę podciągam, jako że teraz zjazd który znam na pamięć, mimo to mija mnie szalony dowhilnowiec w połowie. Pod koniec i ja mijam kogoś więc ogólnie nieźle. Asfalt w Czudcu- pora na odpoczynek. Podjeżdżam już lekko więc trochę tracę.
Czarny szlak męczy, a końcówkę przed lasem z buta. Niewyprucie flaków na najostrzejszym dziś podjeździe owocuje wrzuceniem blatu na szczycie, ludzie mylą drogę, wracam ich, brak oznaczenia na leśnej krzyżówce :( Dalej trasa nie biegnie wąwozem, tylko równoległym, bocznym singlem z którego zawsze korzystam, no więc skoro inni jadą tam, to ja pierwszy raz w życiu podjeżdżam to wąwozem.


Korzystam, gdyż nie ma tam stromizny która jest na początku singla = nie schodzę z blata, mijam downhilowca i na błotku z kiblującymi Łukaszem i Miciem wykładam się:D

Po drugiej wizycie na Grochowicznej pora na zjazd do Czudca, gdzie czerpię wielką radość ze zjazdu- jadę po prostu z luzem w dupie, sprawnie lawirując między dołami/drzewami.
Podjazd Grabieńską tak lekko i sprawnie że aż się dziwię:D opróżniam bidon i mijam kilka osób, a przełożenie 2/5 to norma, na wypłaszczeniu bufet, no pojebało ich, teraz?, ale to dobrze, ludzie korzystają ja ich tylko mijam.

Zjazd w prawo jakoś cienko, coś się dłuży do mostka z bali, na mostku Paweł z Maćkiem.
Na kolejny podjazd byłem nastawiony bardzo optymistycznie, jednak lewa strona lewego kolaja wykazuje oznaki zużycia... znaczy się zmęczenia, nie wiem co tam za ścięgno, ale coś mnie napierdala na maratonach, zaczynam też wyczuwać zbliżające się kurcze, więc odpuszczam ten podjazd kręcą z młynka. Za szlabanem drugi bidon i gryz banana. Na szczyt asfaltem ostrożnie, a z górki dokręcając i odpoczywając. Pętla w Niechobrzu i ostro w teren na ostry zjazd singlem- ależ tam zasuwałem, kolesie na poprzednim podjeździe bardzo mi odjechali, a na dole już byłem za nimi, ostry nawrót w prawo, redukcja do 1/1 i na podjeździe już koło w koło. Trochę ich odpuszczam, łąka, szuter i zjazd po trawie na Leśny Tabor, gdzie przed wstążką zaliczam ostry ślizg, ustałem i ostrożnie w dół, tam jakiś podejrzany bufet, a ja i tak rozpędzony, no to niech się walą- zresztą jakoś nawet nie podawali niczego.
Na strumykach położone deski, jednak i tak jedną nogą podpierając powoli przejeżdżam je. Pora na stromiznę, pomału podchodzę na granicy skurczu, dalszy podjazd z 1/2 delikatnie, tylko kurde zbliża się dziewczyna:/ na szczytowej szutrówce już jej odjeżdżam, jednak słabnę i przed lasem jadę ledwie 20km/h.
OS KAMIKADZE - to ja już go wolałem zagraconego gałęziami- najfajniejszą rzeczą w nim było skakanie po gałęziach i z trudem utrzymywanie roweru- teraz jedzie się jak po szynach, wszystko czyściutkie i równiutkie, oczywiście ładnie zjeżdżam no i dostawia mnie do jakiegoś typka, ależ się kurwa wleczemy - z 15km/h gładkim łatwym zjazdem, no ale jak minę- singiel. Po chwili mija mnie dz:/ a na samej stromiznie pod koniec przepycha się z nim i mija go, po cichu liczę... mam wielką nadzieje że się wypierdoli w bagno na dole, ale ni huja. Teraz krótkie i ujebujące podejście we troje, no ale gdy dosiadam roweru na szczycie, to ona już ponad 100m przede mną, więc kolejny kilometr naginam się by ją dojść. Na podjeździe ona jedzie, ja szybkim krokiem dochodzę ją, na szczycie polną trawiastą drogą już koło w koło, na asfalt w lewo, szybko w prawo (spychając do rowu jakąś jebaną policjantke, bo se pipa stanęła na zewnętrznej zakrętu xD) Zjazd na którym podczas objazdu trasy skakałem wyszukując garbów i ogólnie kapitalnie się bawiąc teraz był udręką, mogłem w sumie mijać, ale tak wlekę ten zjazd starając się jak najbardziej odpocząć i myśląc o moim asie w rękawie (miałem nadzieje że podjeżdżając kolejny podjazd polną drogą, trafi na rynny, a ja ją minę gładkim polem). Na dole w prawo na asfalt i mijam czym prędzej, bo to do niczego niepodobne. Szybko odchodzę i przed podjazdem między stodołami nawet zdążyłem odpocząć i opróżnić bidon. Podjazd polem uprawnym fatalnie, ale odległość bezpieczna.

Przed szczytem Łukasz z Miciem wydają się dobrze bawić, ale kibicować to oni nie umieją.
Na szczycie mija mnie Sławek, a ja go jeszcze wspieram słowami- czuje że ze mną już marnie, a on przecież świetnie przygotowany, no to poleci 40ści w dół.

Ja lecę nieco ponad 30ści, no chyba że spojrzę na licznik, gdy prędkość spada do 21, to zaciskam zęby i ile wlezie, ciągle się oglądam, jest spoko, nic mi nie grozi, nogi w każdej chwili może złapać skurcz, więc nawet nie myślę o gonieniu kolesi przede mną.
Na stadionie jest skurcz lewej łydki, prostuje, kręcę tylko prawą, szybko mija więc jeszcze max przed metą, za metą ręczny i gleba!
Udało się:)

Po maratonie czyszczenie i.... drugie SZCZĘŚCIE na dziś!- jechałem z (prawie całkowicie) niedokręconą przerzutką do haka. Może ze 2 zwoje trzymały, a tak wisiała praktycznie luzem. Co dziwniejsze- mogłem tak jeździć cały rok, albo i 2...:/ Po dokręceniu okazało się- że wcale nie mam wygiętego wózka przerzutki :D Wszystko w jednej linii, krzywiznę powodował naciągający ją łańcuch, odginając przerzutkę od haka:D No to regulacja i uff:)


Kategoria Starty



Komentarze
wlochaty
| 19:09 wtorek, 16 września 2014 | linkuj no tak, pamietam jak mnie na trophy w 2011 doszła na trzecim etapie, usmiechnela sie i odjechała :D
lemuriza1972
| 17:09 wtorek, 16 września 2014 | linkuj a jeszcze tak w tajemnicy Ci powiem, ze przegrać z Panią Krysią to żaden wstyd.
Pani Krysia startuję w maratonach od 10 sezonów, zawsze na dystansie giga, głownie w MTB MARATHONIE, ale też Cyklo, czasem u Grabka.
Ukończyła też trzykrotnie kultowe MTB Trophy.

Każdy wyścig w którym startowała - ukończyła.
To jest prawdziwa gigantka.
lemuriza1972
| 17:06 wtorek, 16 września 2014 | linkuj a to jakiś wstyd przegrać z dziewczyną jak jest lepsza?:)
Tobol23
| 11:00 poniedziałek, 15 września 2014 | linkuj No Michał kibicowaliśmy z Miciem jak mogliśmy, ale Ty dziadu Czudecki nic nie docenisz:P
Komentowanie jest wyłączone.